czwartek, 7 listopada 2024

Wolnym krokiem - jesienna Czantoria z Poniwca

Wędrujemy sobie jesienią po górach bez pośpiechu, bez gonitwy, tempem pięcioletnich nóżek. Delektujemy się kolorami i coraz krótszymi dniami. Miejsca, takie jak Czantoria, nie mają nas już czym zaskoczyć, więc cieszymy się sobą i pięknem otoczenia.

Po dwóch weekendach spędzonych w domu z chorobą bardzo mnie ciągnęło znów w góry. Gdy tylko obie z Natalią poczułyśmy się lepiej, wskoczyłyśmy do auta i ruszyłyśmy do Ustronia. Podjechałam do samego końca ulicy Akacjowej i planowałam wejść zielonym szlakiem, ale Młoda, gdy tylko zobaczyła wyciąg, to zapragnęła nim wjechać. Bo ona kocha góry, ale nie lubi chodzić pod górę :-) Kupiłam więc nam bilety i już po paru minutach byłyśmy na górnej stacji wyciągu Poniwiec.


Z góry, w kolorach jesieni, Beskid Śląski prezentował się wyjątkowo malowniczo. Spokojnym tempem ruszyłyśmy w kierunku Czantorii Wielkiej, na którą z Poniwca czekało nas już tylko niewielkie podejście. Muszę przyznać, że ten wyciąg to ciekawa alternatywa dla bardziej popularnego (i droższego) wyciągu na Czantorię. Na szczyt dotarłyśmy naprawdę szybko.


Czantoria Wielka jest dość obleganym miejscem w Beskidzie Śląskim, a słoneczny jesienny dzień tylko zachęcał do wędrówek. Weszłyśmy na wieżę, aby podziwiać widoki, zostawiłyśmy kamień z #kamyczki dla innych wędrowców i kupiłyśmy obowiązkową pamiątkę w sklepiku. Natalia, zamiast zwyczajowego magnesu, wybrała sobie... flet. Wyobraźcie sobie moją radość, gdy przez całą drogę powrotną w aucie mi na nim przygrywała ;-) 


Wracając, zrobiłyśmy sobie przerwę w czeskiej Chacie na Czantorii. Warto bowiem wspomnieć, że niemal cała nasza wycieczka wiodła granicą polsko-czeską. Po wpałaszowaniu pysznych knedlików z jagodami, wróciłyśmy na Poniwiec, ale tym razem zamiast wyciągu wybrałyśmy zielony szlak, który zaprowadził nas prosto do auta. Miła to była wycieczka. Taki slow-life jest ważny i potrzebny w rzeczywistości pełnej nieustannej gonitwy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz