Pod niepozornym pagórkiem w czeskich Přáslavicach kryje się betonowy kolos, który miał przetrwać nawet koniec świata – i nie tylko przetrwać, ale też nadawać komunikaty. To tutaj, w sercu Moraw, w czasach zimnej wojny powstał jeden z najbardziej tajemniczych obiektów militarnych dawnej Czechosłowacji. Bunkier, do którego niegdyś wstęp mieli tylko nieliczni, dziś przyciąga turystów, pasjonatów historii i technologii. Ale zanim stał się atrakcją – był planem awaryjnym na wypadek globalnej katastrofy.
Zbudowany w latach 1968–1976 przez armię i nadzorowany z żelazną dyscypliną, schron w Přáslavicach był częścią większej, tajnej struktury obronnej Układu Warszawskiego. Masywny, uzbrojony w najnowsze jak na tamte czasy technologie, skrywał nie tylko halę dowodzenia czy zaplecze umożliwiające dziesięciodniowe przetrwanie – ale przede wszystkim sprzęt, który miał zapewnić łączność nawet w czasach, gdyby świat pogrążył się w nuklearnej ciszy. Przemyślana sieć kablowa i radiowa miała działać wtedy, gdy zawiodą inne systemy – a jej sercem był system BARS.
System BARS, a właściwie radziecka sieć troposferycznych połączeń komunikacyjnych, stanowił technologiczną odpowiedź bloku wschodniego na potencjalny paraliż konwencjonalnych środków komunikacji. W Přáslavicach znajdowała się zapasowa stacja nadawcza tego systemu – wyposażona w cztery potężne układy antenowe, które wysyłały fale radiowe odbijające się od troposfery. Dzięki temu można było utrzymać łączność na setki kilometrów, nawet bez bezpośredniej widoczności między stacjami. To rozwiązanie, będące przedsmakiem ery satelitarnej, miało umożliwić szybkie przesyłanie zakodowanych informacji między krajami Układu Warszawskiego, bez ryzyka zakłóceń czy podsłuchu. Przáslavice były jednym z niewielu punktów na mapie Czechosłowacji, gdzie ten system realnie funkcjonował – i to z pełną redundancją.
Podczas zwiedzania dziś można przejść przez rozległe hale telekomunikacyjne, spojrzeć na analogowe centrale, teleprinterskie stanowiska i urządzenia szyfrujące, które miały w czasie wojny działać nieprzerwanie. Oprócz technologii wojskowej, goście odkrywają też ludzką stronę tego miejsca – kuchnie, sypialnie, sale odpoczynku dla załogi. W tych ścianach kryła się nie tylko zimna stal kabli, ale i napięcie codziennego oczekiwania na rozkaz, który – na szczęście – nigdy nie nadszedł.
Po roku 1989 bunkier stracił strategiczne znaczenie, a ostatnia załoga opuściła go w 2001 roku. Dziś jednak dostał drugie życie – i to dosłownie. Prywatna firma przekształciła część jego pomieszczeń w nowoczesną farmę akwaponiczną. W tych samych przestrzeniach, gdzie kiedyś planowano przetrwać globalną zagładę, dziś hoduje się ryby i uprawia zioła bez użycia gleby. Stała temperatura, niezależność od warunków zewnętrznych i znakomita izolacja sprawiły, że bunkier stał się idealnym miejscem dla rolnictwa przyszłości.
Zwiedzając Přáslavice, przenosisz się z zimnowojennego centrum dowodzenia prosto do zielonego laboratorium jutra. To jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie historia militarna i innowacja ekologiczna spotykają się w tak zaskakujący i inspirujący sposób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz