piątek, 26 grudnia 2025

Jednorożce, freski i gogle VR – romański kościół św. Jana i św. Katarzyny w Świerzawie

Pewnie można by przejechać przez Świerzawę i nawet się nie zatrzymać. Małe miasteczko, z dala od głównych turystycznych szlaków, bez tłumów i autokarów. A jednak to właśnie tutaj stoi jeden z najcenniejszych i najlepiej zachowanych romańskich kościołów w Polsce. Średniowieczne freski, jednorożce i syrenki w herbach (sic!), koncerty pod murami świątyni, a do tego gogle VR w romańskim wnętrzu, a to wszystko za kilka złotych! Przeczytaj dalej i poznaj ze mną to niesamowite miejsce.


Świerzawa i kościół na uboczu wielkiej historii

Świerzawa leży na Pogórzu Kaczawskim, w Krainie Wygasłych Wulkanów – regionie pięknym, ale wciąż niedocenianym turystycznie. To właśnie na północnych obrzeżach miasteczka, przy drodze do Złotoryi i w pobliżu rzeki Kaczawy, stoi romański kościół św. Jana Chrzciciela i św. Katarzyny Aleksandryjskiej – najcenniejszy zabytek Świerzawy. Świątynia powstała w pierwszej połowie XIII wieku prawdopodobnie z fundacji Piastów śląskich. Parafię w tym miejscu poświadczono już w 1268 roku, a osada przy kościele leżała na ważnym szlaku handlowym łączącym Jelenią Górę, Wleń, Jawor i Lwówek Śląski. Co ważne – romańska bryła i układ wnętrza przetrwały do dziś niemal bez zmian, co w skali Polski jest prawdziwym ewenementem.


Kamień, który pamięta Tatarów i Piastów

Kościół zbudowano z kamienia jako jednonawową świątynię z półkolistą apsydą od wschodu. Charakterystyczną, czworoboczną wieżę dobudowano dopiero na początku XVI wieku. Mimo późniejszych zmian (reformacja, pożary, przebudowy), rdzeń budowli pozostał romański. Prawdziwą perełką jest zachodni portal z Drzewem Życia, wykuty z jednego bloku piaskowca ważącego około trzech ton. Jego poziom wykonania porównywany jest do najlepszych warsztatów zachodnioeuropejskich. 


Freski jak z opowieści 

Największym skarbem kościoła są średniowieczne polichromie odkrywane stopniowo od lat 70. XX wieku. Wnętrze kryje aż cztery warstwy malowideł powstających od XIII do XV wieku. Są tu sceny Sądu Ostatecznego, Ukrzyżowania, monumentalny cykl z Legendą św. Katarzyny Aleksandryjskiej (najszerszy taki cykl w Europie Środkowej), postać św. Krzysztofa, ale też… fantazyjne zwierzęta. Bociany, ryby, a nawet żyrafa wpisane w symbolikę Drzewa Życia.


Jest i ciekawostka, która szczególnie spodoba się dzieciom: wśród kamiennych epitafiów i herbów rycerskich rodów (von Zedlitz, von Hochberg, von Nimptsch) można znaleźć herby z jednorożcem i syrenką. Takie detale sprawiają, że zwiedzanie przestaje być „nudną lekcją historii”, a staje się przygodą. I przy okazji daje rodzicom chwilę na spokojne zrobienie zdjęć.


Niezwykła przemiana miejsca

Po II wojnie światowej kościół niszczał, choć – co ważne – uniknął całkowitej dewastacji. Przełom przyniosły badania i prace konserwatorskie prowadzone przez specjalistów z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dzięki nim świątynia została objęta ochroną konserwatorską, a prace trwały (z przerwami) aż do początku XXI wieku. Dziś kościół nie pełni funkcji sakralnych, ale stał się atrakcją turystyczną i centrum kultury lokalnej. Podczas naszego pobytu w okolicy na terenach wokół świątyni odbywały się koncerty – i to najlepiej pokazuje, jak dobrze to miejsce zostało wymyślone na nowo.

Jednym z największych zaskoczeń są gogle wirtualnej rzeczywistości, dostępne w cenie biletu. Dzięki nim można zobaczyć rekonstruowane fragmenty polichromii, które dziś są słabo czytelne, a także gotycki ołtarz z 1498 roku, przeniesiony po wojnie do kościoła św. Marcina w Poznaniu. Zwiedzaniu towarzyszy także obszerny audioprzewodnik, który w przystępny sposób opowiada o historii kościoła, malowideł i ich symbolice. I teraz rzecz absolutnie nie do przecenienia: bilet normalny kosztuje 5 zł, ulgowy 2,50 zł (2025 r.). W czasach, gdy za atrakcje tej klasy płaci się kilkadziesiąt złotych, to cena wręcz niewiarygodna.


Romański kościół w Świerzawie to przykład świetnie przeprowadzonej przemiany miejsca sakralnego z poszanowaniem historii i z podążaniem za współczesnością. Jest tu edukacja, kultura, nowoczesne narzędzia i realna dostępność dla każdego. Świerzawa naprawdę potrafi zaskoczyć i właśnie za to najbardziej doceniłam ten kościół.










Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

poniedziałek, 22 grudnia 2025

Granicznym szlakiem Beskidu Śląskiego: Soszów i Czantoria z dzieckiem

Beskid Śląski to jedno z tych pasm, które nawet przy krótkiej wycieczce potrafi zaskoczyć różnorodnością tras i widokami. Tym razem naszym celem była wędrówka grzbietem granicznym z noclegiem w schronisku, wejściem na Soszów Wielki i dalszym przejściem w stronę Wielkiej Czantorii.


Po dotarciu do Ustronia zaparkowałam auto w Poniwcu, w okolicy przystanku autobusowego o tej samej nazwie. Wybrałam to miejsce, aby bez problemu wrócić tu pieszo następnego dnia. Wycieczkę zaczęłyśmy od podjazdu autobusem do Wisły Jawornika (w okolicy stacji Orlen i Lidla), skąd czekał nas ponad dwukilometrowy spacer do właściwego podejścia na Soszów. Niestety autobusy docierają do centrum Jawornika tylko w dni nauki szkolnej, więc zafundowałyśmy sobie solidną rozgrzewkę po płaskim. Samo podejście do schroniska na Soszowie nie było trudne i, podziwiając piękne jesienne widoki, spokojnie dotarłyśmy do celu.




Schronisko na Soszowie położone jest przy jednym z najbardziej widokowych i najczęściej uczęszczanych szlaków Beskidu Śląskiego, biegnącym pasmem Stożka i Czantorii – od Tułu, przez Wielką Czantorię, Soszów Wielki, Cieślar i Stożek, aż w stronę Przełęczy Kubalonka. Obiekt powstał w 1932 roku w siodle między Wielkim i Małym Soszowem, zaledwie kilka metrów od granicy, jako prywatne schronisko Pawła Poloka. Jego historia była burzliwa i naznaczona II wojną światową oraz próbami przejęcia przez niemieckie organizacje turystyczne. Po wojnie schronisko zostało rozbudowane, a w 1947 roku stało się pierwszą stacją turystyczną Oddziału PTT w Cieszynie. Dziś oferuje około 30 miejsc noclegowych, pełne wyżywienie i pozostaje ważnym punktem na granicznym szlaku pieszym, chętnie odwiedzanym przez turystów.



Po noclegu ruszyłyśmy na Soszów Wielki, leżący dokładnie na granicy polsko-czeskiej, skąd rozciągają się szerokie widoki na grzbiety Beskidu Śląskiego i Morawsko-Śląskiego. Spłaszczona wierzchowina, polany i otwierające się panoramy sprawiły, że był to spokojny, ale bardzo satysfakcjonujący poranek na szlaku. Po krótkim postoju na szczycie zawróciłyśmy tą samą drogą, mijając schronisko, a następnie czerwonym szlakiem ruszyłyśmy w stronę Wielkiej Czantorii, prowadzącym grzbietem granicznym. Ostatni raz szłam tędy chyba dziesięć lat temu… albo i więcej.



Na samej Czantorii bywam jednak częściej i nawet sześcioletnia Natalia zdobyła ten szczyt ze mną już dwukrotnie. Sam wierzchołek, płaski i rozległy, leży po stronie czeskiej i właśnie tam znajduje się charakterystyczna stalowa wieża widokowa, z której panorama obejmuje zarówno Beskid Śląski, jak i Morawsko-Śląski, a przy dobrej pogodzie sięga daleko poza górskie grzbiety. Kilkaset metrów dalej, również po czeskiej stronie, stoi chata na Czantorii – schronisko zbudowane w 1904 roku przez Beskidenverein, jedno z najstarszych w tej części Beskidów (jedzenie pyszne, ale płatność tylko gotówką, najlepiej w koronach czeskich). Zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej, już po polskiej stronie granicy, znajduje się Koliba na Czantorii.


Tuż za nią, ukryty wśród zieleni, zaczyna się niebieski szlak, który wybrałam na zejście. Prowadzi on dość łagodnie w dół przez las, a jedynym utrudnieniem mogą być miejscami luźne kamienie. Na samym dole przekraczamy potok Poniwiec, a dalszą wędrówkę po asfalcie umilają wesoło beczące owce oraz odwiedzony po drodze plac zabaw. Ulica Akacjowa zaprowadziła nas prosto do auta.



Całą trasę można bez problemu zaplanować jako jednodniową wycieczkę, rezygnując z noclegu na Soszowie. Jeśli jednak lubicie spokojne tempo, chcecie nacieszyć się widokami albo wędrujecie z dzieckiem, podział na dwa dni okazuje się rozwiązaniem wygodnym i zdecydowanie wartym rozważenia. A ja niezmiennie polecam Beskid Śląski na wędrówki o każdej porze roku.


Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to