niedziela, 23 listopada 2025

"Katakumby", baseny i mury jak w zamku. Tajemnicze ruiny w Postołowie

Krematorium? Luksusowe hospicjum? Pilnie strzeżone siedlisko?
Jeśli myśleliście, że niedokończony zamek w Łapalicach jest jedyną tajemniczą budowlą w tej części województwa pomorskiego, to znak, że nie słyszeliście o ruinach w Postołowie. Potężny kompleks budynków otoczony grubym betonowym płotem sam w sobie budzi niemałe emocje... A gdy dodamy do tego opuszczoną kaplicę z pustymi niszami urnowymi oraz architekturę charakterystyczną dla budowniczego Łapalic, robi się jeszcze ciekawiej. O co właściwie tu chodzi?


To zaledwie godzina drogi z Łapalic i około 40 minut z Gdańska. Postołowo jest niewielką wsią w gminie Trąbki Wielkie. Otaczają ją lasy i pola, a przyjezdnych przyciąga tu jedynie klub golfowy. Poza tym mamy kościół, cmentarz, jeden przystanek autobusowy oraz trochę nowo wybudowanych domów jednorodzinnych. I potężny kamienno-betonowy mur. Nikt bez powodu nie buduje takiego muru – to nie jest zwykły płot, lecz coś na kształt obwarowań inspirowanych średniowieczną warownią.

Na teren posiadłości prowadzi brama – i znów, nie taka zwykła. To bardziej budynek bramny, większy niż większość domów we wsi. A do tego drewniana boazeria sufitowa, identyczna jak w zamku w Łapalicach. Jakie tajemnice miały się skrywać w tych murach?



W 1999 roku inwestor z Gdańska uzyskał zgodę na budowę siedliska na 20-hektarowej działce w Postołowie, tuż obok cmentarza. Rok później ruszyły z rozmachem prace, które od początku budziły pytania mieszkańców. Zamiast zwykłej posiadłości zaczęły wyrastać potężne mury, monumentalna brama oraz duży, parterowy budynek z dwoma basenami. Największe emocje wywołało jednak pojawienie się przy granicy z cmentarzem 144 betonowych krypt, przypominających kolumbarium. We wsi szybko zaczęto plotkować, że inwestor planował nie siedlisko, lecz hospicjum z krematorium i cmentarzem, a nawet dom dla seniorów z Zachodu czy dla bogatych księży – z pochówkami na miejscu.



Gdy skala i charakter prac przestały odpowiadać wydanemu pozwoleniu, do akcji wkroczył nadzór budowlany. W 2003 roku wojewoda cofnął pozwolenie, nakazując przygotowanie nowej dokumentacji. Inwestor jednak już się nie pojawił – prace z dnia na dzień stanęły, a on sam „zniknął z radaru”. Jak w Łapalicach, prawda?

Od tego czasu teren zarasta i niszczeje. Baseny wypełniły się roślinnością, drzewa wyrosły wewnątrz murów, a cenniejsze elementy rozkradali złomiarze. Choć miejsce jest pięknie położone, tajemnicza budowla od ponad dwóch dekad stoi porzucona – podobnie jak słynne Łapalice, z którymi łączy ją osoba inwestora i charakterystyczny styl. Do dziś nie wiadomo, co naprawdę miało tu powstać: hospicjum, krematorium, luksusowa posiadłość czy coś zupełnie innego. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy, a ruina powoli znika w zieleni, przyciągając jedynie miłośników urbexu.







Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Zamek w Łapalicach – największa samowola budowlana w Polsce i magia kaszubskiego "Hogwartu"

Kim trzeba być, aby podjąć się budowy własnego zamku? Szaleńcem? Wizjonerem? A może geniuszem? Potężna budowla ma 12 wież, 365 okien i 52 pokoje, a mimo to od czterech dekad nikomu nie udało się jej dokończyć. Mimo zakazu wstępu stała się największą lokalną atrakcją… Odwiedź ze mną jeden z najbardziej niesamowitych „urbexów” w Polsce – niedokończony zamek w Łapalicach na Kaszubach.


Od domu jednorodzinnego do warowni

Łapalice (po kaszubsku: Łapalëce) to niewielka wieś w woj. pomorskim, położona na wzniesieniu nad jeziorami Rekowo i Łapalickim. Od Kartuz, stolicy Kaszub, dzieli ją zaledwie 1,5 kilometra. To właśnie tutaj, w latach 80. XX wieku, rozpoczęła się budowa, której efektów nikt nie potrafił sobie wtedy wyobrazić.


W 1983 roku Piotr Kazimierczak – snycerz i producent mebli – otrzymał pozwolenie na postawienie domu jednorodzinnego z niewielką pracownią, około 170 m². Zamiast skromnego budynku zaczął jednak rosnąć obiekt pięć razy, a właściwie trzydzieści razy większy – około 5 tysięcy m². Gdy nadeszły lata 90., prace stanęły. Inwestor zwyczajnie nie udźwignął finansowo tak ogromnej budowy. Żeby zdobyć pieniądze i ruszyć dalej, w 2000 roku otworzył duży zakład meblarski w Gdańsku przy Trakcie Świętego Wojciecha. Nie sposób nie zauważyć siedziby firmy – mieści się w charakterystycznym budynku przypominającym... mały zamek.


Marzenia vs. rzeczywistość

Los nadal mu jednak nie sprzyjał – po roku działalności powódź zniszczyła sporą część zakładu, a plan ratowania inwestycji w Łapalicach znów runął. Do tego wszystkiego doszły kwestie formalne. Budynek powstawał niezgodnie z pozwoleniem, a dokumentacji zamiennej nikt nie przygotował. W 2006 roku Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego nakazał więc rozbiórkę. Kazimierczak odwołał się do Wojewódzkiego Inspektora, który co prawda unieważnił nakaz, ale pod warunkiem dostarczenia pełnego projektu zamiennego do końca 2008 roku. Dokument wpłynął ostatniego dnia, jednak wymagał poprawek. Czas na uzupełnienia – trzy miesiące.


PINB ostatecznie zatwierdził projekt dokończenia budynku jako pensjonatu, ale uczestnicy postępowania odwołali się wyżej. WINB uchylił decyzję – brakowało projektów branżowych: instalacji elektrycznej, kominów, klimatyzacji i innych kluczowych elementów. Inwestor walczył dalej, sprawa trafiła do Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który unieważnił wcześniejsze decyzje i dał kolejną szansę na legalizację obiektu.


Powstała nowa ekspertyza techniczna i kolejny projekt zamienny. Został nawet zatwierdzony, ale tylko teoretycznie – opierał się na pozwoleniu na budowę pensjonatu, które w międzyczasie wygasło. WINB znowu uchylił decyzję, a PINB w 2013 roku wstrzymał dalsze roboty budowlane. Tym razem nikt już się nie odwołał.


Przełom w sprawie pojawił się dopiero we wrześniu 2023 roku, kiedy kartuscy radni uchwalili miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla 2,5-hektarowej działki, na której stoi niedokończony zamek. To właśnie ten dokument formalnie otworzył właścicielowi drogę do legalizacji obiektu. Sam zainteresowany już wcześniej deklarował, że chce dokończyć budowę. Mijają jednak dwa lata od uchwalenia planu, a na miejscu niewiele się zmieniło. W kartuskim urzędzie również nastała cisza – od właściciela od dawna nie wpłynęły żadne nowe informacje. A zamek w Łapalicach, w stanie surowym, jak stał, tak stoi nadal…


Turystyka urbexowa

Znałam go ze zdjęć i od dawna marzyłam, by zobaczyć go na żywo, ale to, co zobaczyłam na miejscu, przerosło moje oczekiwania. Na początek – parking. Płatny 20 zł za samochód osobowy, obok stragan z pamiątkami, ale toalety już brak (chociaż ona akurat by się przydała). Z tego miejsca czekał mnie kilkunastominutowy spacer do zamku, więc mogłam podziwiać widoki oraz okoliczną zabudowę. Mieszkańców już raczej nie dziwią wycieczki turystów na ulicy Zamkowej (tak, nazwa pochodzi właśnie od tego nielegalnego kolosa!), a odwiedzających w letni dzień jest naprawdę sporo: starsi, młodsi, rodziny z dziećmi, instagramerzy i fotografowie.


„Jaki kraj, taki Hogwart” – taki napis powitał mnie na wieży bramnej. Weszłam na teren zamku i zamarłam. On naprawdę jest ogromny! Surowa, czerwona cegła, kopulaste wieżyczki, nieskończone rzędy okien, korytarzy i kręconych schodów. Postmodernistyczny kicz zderza się tu z fantazją o średniowieczu, tworząc coś na kształt Disneya w wydaniu wschodnioeuropejskim. Chodząc po obiekcie, czułam z jednej strony lekką drwinę – bo jak można było uwierzyć, że to wszystko naprawdę się uda? Z drugiej strony budowniczy zamku wzbudził we mnie podziw swoją konsekwencją i uporem. Zamek jest ogromny, pełen nieoczywistych przejść, zakamarków i schodów. Myślałam, że to będzie krótki spacer, a spędziłam tam ponad godzinę…



Co dalej? Czy zamek w Łapalicach kiedykolwiek zostanie dokończony, czy już na zawsze pozostanie najsłynniejszą samowolą budowlaną w Polsce? Trudno przewidzieć, jaka będzie jego przyszłość. Jedno jest pewne: jeśli chcecie zobaczyć to miejsce w obecnej, surowej formie – zróbcie to, póki jeszcze można. Bo jeśli któregoś dnia prace faktycznie ruszą, ta niezamierzona „ruina” zniknie bezpowrotnie, a wraz z nią jedna z najbardziej osobliwych historii polskich budów.




Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to

piątek, 21 listopada 2025

Piramida w Rapie i zaginione „Wschodniopruskie Ateny”. Niezwykła historia rodu Fahrenheidów

Na skraju mazurskiej wsi Rapa stoi budowla, której nikt nie spodziewałby się w tej części Polski – piramida, która ponoć miała zapewnić członkom rodu von Fahrenheid nieśmiertelność. Co właściwie robi egipska forma architektoniczna pośród mazurskich mokradeł? Jaki jest jej związek z pałacem zwanym „Wschodniopruskimi Atenami” w Bejnunach Małych? Choć pałac zniknął, to piramida cudem i to ona dziś przypomina o rodzinie, która przez wieki kształtowała losy tej okolicy.


Jak Rapa trafiła w ręce Fahrenheidów i skąd wzięła się piramida

Nazwa wsi Rapa wywodzi się od rodu von Rapp, który w XVII wieku posiadał tu majątek Angerapp. W pierwszej połowie XVIII w. Farenheitowie zostali właścicielami wsi, rozpoczynając swoją wieloletnią historię na tych terenach. Johann Friedrich Wilhelm von Farenheid (1747–1834) zarządzał majątkiem od 1779 roku, a w 1786 otrzymał szlachectwo. To właśnie on najprawdopodobniej rozpoczął budowę piramidy w Rapie.

Niezwykły kształt piramidy był odbiciem ówczesnej mody. Po wyprawie Napoleona do Egiptu cała Europa zachłysnęła się egiptologią, a monumentalne formy rodem ze starożytności trafiały do architektury rezydencjonalnej. Grobowiec w Rapie zaprojektowano tak, by umożliwiał naturalną mumifikację ciał, o czym świadczą m.in. kanały wentylacyjne i konstrukcja sklepienia. Badania z 2015 roku potwierdziły, że pochowano tu co najmniej pięć osób z rodu (często podaje się także, że było ich siedem).

W grobowcu spoczęli:
  • małżeństwo: Johann Friedrich Wilhelm (1747-1834) i Frederike (zm. 1795),
  • małżeństwo: Friedrich Heinrich Johann (1780-1849) i Wilhelmine z d. Lehmann (1787-1847) wraz z maleńką córką Ninette (1808-1811).

Kim byli Fahrenheidowie, że mogli pozwolić sobie na tak ekstrawagancki grobowiec?

Ród Fahrenheidów pojawił się w Prusach Wschodnich około 1500 roku. Byli rodziną kupiecką związaną z Królewcem, która stopniowo powiększała swoje wpływy i majątki. W ciągu kolejnych stuleci nabywali ziemie w powiatach darkiejmskim, wystruckim i węgorzewskim oraz poza granicami Prus. Wśród najważniejszych przedstawicieli rodu wyróżnia się trzech mężczyzn, którzy wywarli największy wpływ na lokalną historię.

Pierwszym z nich był wspomniany Johann Friedrich Wilhelm von Farenheid, nabywca majątku Klein Beynuhnen (Bejnuny Małe) i zarządca dóbr w Rapie oraz Żabinie. To za jego czasów Fahrenheidowie uzyskali formalny tytuł szlachecki nadany przez króla Fryderyka Wilhelma II. Po śmierci został pochowany w piramidzie jako trzeci członek rodziny.

Jego syn, Friedrich Heinrich Johann von Farenheid (1780–1849), znany jako „Mędrzec z Rapy”, był postacią wyjątkowo wykształconą i otwartą na nowoczesne metody gospodarowania. Podczas jego zarządzania majątek przeżywał okres największego rozwoju. To z nim wiąże się rozbudowa pałacu w Bejnunach Małych, który zaczął ewoluować w stronę miejsca spotkań artystów i uczonych. Po śmierci spoczął w piramidzie obok żony Wilhelmine oraz trzyletniej córki Ninette.

Najbardziej znaną postacią był jednak Fritz von Farenheid (1815–1888) – znawca sztuki, kolekcjonera i pruski parlamentarzysta. To on przeniósł główną rezydencję rodu do Bejnun Małych i stworzył tam ośrodek kultury określany „Wschodniopruskimi Atenami”. W przebudowanym w stylu neoklasycznym pałacu zgromadził pokaźne zbiory malarstwa i rzeźby, a dzięki licznym podróżom po Europie utrzymywał kontakty ze środowiskami artystycznymi i naukowymi. W okresie swojej świetności pałac był jednym z najważniejszych miejsc życia kulturalnego w regionie.




Schyłek świetności: upadek pałacu i dewastacja piramidy

Po śmierci Fritza von Farenheida majątek zaczął stopniowo chylić się ku upadkowi. Pałac w Bejnunach Małych został ograbiony podczas I wojny światowej, później ponownie zniszczony w czasie II wojny. Po 1945 roku dopełniły dzieła czerwonoarmistów, a ostatecznie majestatyczna budowla została wyburzona. Dziś jej resztki znajdują się po stronie rosyjskiej, w obwodzie kaliningradzkim, gdzie coraz trudniej odnaleźć choćby fragment dawnych „Aten”.

Piramida w Rapie również nie uniknęła dramatycznego losu. Położona na podmokłych terenach Łusznicy, już w pierwszej połowie XX wieku zaczęła niszczeć. W czasie obu wojen była dewastowana przez żołnierzy rosyjskich, przekonanych, że w grobowcu mogą znajdować się kosztowności. Z biegiem lat do zniszczeń przyczyniali się także mieszkańcy i turyści. Na początku XXI wieku obiekt znajdował się w stanie katastrofalnym: trumny były otwarte, szczątki przemieszczone lub rozrzucone i pozbawione czaszek, a konstrukcja groziła zawaleniem.

Pyramid in Rapa (Angerapp), Warmian-Masurian, Poland Rapamb
Rapa w 2002 roku

Ostatnia nadzieja

Sytuacja zmieniła się dopiero po 2015 roku, kiedy Instytut Archeologii UW przeprowadził szczegółowe badania i inwentaryzację. Trzy lata później, dzięki działaniom Nadleśnictwa Czerwony Dwór, rozpoczęto gruntowną renowację finansowaną przez Lasy Państwowe. Odtworzono portal wejściowy i dach, wzmocniono mury oraz sklepienie, odrestaurowano drzwi i kratowania, a wnętrze uporządkowano i zabezpieczono. Po raz pierwszy od dziesięcioleci piramida odzyskała stabilność i formę.

Dziś piramida w Rapie, ukryta tuż przy granicy z Rosją, uchodzi za jedno z najciekawszych miejsc w regionie i jednocześnie jeden z najstarszych murowanych obiektów na terenie powiatu gołdapskiego.  Dzięki renowacji znów można ją oglądać, choć jedynie przez zakratowane otwory – nie zapominajmy wszakże, że jest to miejsce wiecznego spoczynku kilku osób. Pałac w Bejnunach Małych zniknął z powierzchni ziemi na zawsze, ale piramida w Rapie nadal przypomina o rodzie, który przez stulecia kształtował historię tej części Prus Wschodnich. 



Podoba Ci się moja twórczość? 
Będzie mi miło, jak postawisz mi wirtualną kawę, która doda mi energii do działania :-)

Postaw mi kawę na buycoffee.to