Ciekawym kierunkiem na weekendowy wypad z Wrocławia i okolic jest Drezno. Miasto nazywane perłą baroku czy Florencją Północy mocno ucierpiało podczas wojny. Na ile udało mu się podnieść z wojennych gruzów najlepiej przekonać się na własne oczy.
Przyznam szczerze, że do Drezna ściągnęła mnie atrakcyjna oferta Kolei Dolnośląskich. Dzięki Promocji Drezdeńskiej można pojechać z Wrocławia do Drezna za naprawdę niewielkie pieniądze - nas bilety w obie strony dla dwóch osób wyniosły 180 zł, czyli 45 zł za osobę w jedną stronę. Była to najtańsza część całego wyjazdu, bo przypadku cen noclegów czy jedzenia w Niemczech już zdecydowanie dało się odczuć, że są w euro, nie w złotówkach ;-) Więcej o Promocji Drezdeńskiej Kolei Dolnośląskich przeczytacie TUTAJ.
Pobieżnie Drezno można zwiedzić w jeden dzień lub w weekend, ale jeśli chcecie pochodzić po muzeach albo zwiedzić atrakcje położone z dala od centrum (np. Pałac Pillnitz), to zdecydowanie przyda się więcej czasu. My wybraliśmy opcję weekendową i muszę przyznać, że nie na wszystko starczyło nam czasu oraz chęci - jednak styczniowe temperatury mocno zdezorganizowały zwiedzanie, bo trzeba było co chwila gdzieś wchodzić się ogrzać.
Dwa oblicza Drezna
Zwiedzanie Drezna podzieliłam na dwie części: nowoczesny Neustadt i historyczny Altstadt. Obie części przecina Łaba, przez którą przeprawiliśmy się Mostem Fryderyka Augusta. W Neustadt przywitał nas Złoty Jeździec - okazały pomnik przedstawiający elektora Saksonii, króla Polski i wielkiego księcia litewskiego Augusta II Mocnego. Naszym głównym celem w tej części miasta był Pasaż Artystycznych Dziedzińców (Kunsthofpassage), czyli pięć sąsiadujących podwórek z licznymi instalacjami artystycznymi. Cała okolica jest bardzo ciekawa i bogata w street art - na pewno warto poświęcić jej trochę czasu.
Na północnym brzegu Łaby miałam upatrzone jeszcze jedno miejsce - Dresdner Molkerei Gebrüder Pfund. Pod tą trudną do wymówienia nazwą mieści się najpiękniejsza mleczarnia na świecie (wpisana do Księgi Rekordów Guinessa!) założona w drugiej połowie XIX wieku. Reprezentacyjna siedziba firmy przy Bautzner Straße 79 powstała w 1891 roku i została bogato ozdobiona płytkami w stylu neorenesansowym, które znana do dziś firma Villeroy & Boch wyprodukowała we współpracy z drezdeńskimi artystami. Dziś również działa w tym miejscu sklep, w którym można kupić zarówno produkty spożywcze, jak i kosmetyki. Niestety zabytkowych wnętrz nie można fotografować.
Photo credit: www.pfunds.de
Altstadt to zupełnie inna bajka i inny klimat. Warto w tym miejscu wspomnieć o ogromnych zniszczeniach, jakie dotknęły Drezno z ostatnich miesiącach II wojny światowej. Na przełomie stycznia i lutego 1945 wojska alianckie zrzuciły na Drezno ponad 4 tys. ton bomb, niszcząc 80 tysięcy domów i zabijając 25 tys. osób. Atak miał na celu osłabienie morale niemieckiej ludności oraz zniszczenie fabryk, które wciąż produkowały broń. Niestety najmocniej konsekwencje nalotów odczuli cywile oraz... drezdeńskie zabytki, które niemal zrównano z ziemią. Odbudowa najcenniejszych obiektów Starego Miasta trwała bardzo długo, nieraz do lat 80., 90., a rekordem jest
Kościół Marii Panny, który oddano do użytku dopiero w 2005 roku!
Kościół Marii Panny kiedyś i dziś (archiwalne foto: http://www.kotyrba.net)
Zwiedzając tę część miasta z pewnością trafimy na Tarasy Brühla - widokową promenadę biegnącą wzdłuż rzeki. Idąc na zachód miniemy Albertinum - dawną zbrojownię; nieco w głębi wspomniany już Kościół Marii Panny; Orszak książęcy (Fürstenzug) - malowidło ścienne wykonane w celu upamiętnienia 800–letniej historii Wettynów; aż w końcu znajdziemy się w rejonie Placu Teatralnego. Tutaj naszą uwagę zwróci budynek opery, zamek - rezydencja Wettynów oraz moje ulubione miejsce - Zwinger.
Zwinger jest jedną z najbardziej znaczących budowli późnego baroku w Europie. Budynek charakteryzuje się ogromnym dziedzińcem otoczonym z każdej strony zabudowaniami (obecnie mieści się tam m. in. muzeum porcelany). Mnie najbardziej zachwyciły dzwonki z miśnieńskiej porcelany umieszczone na fasadzie Pawilonu Grających Dzwonków. Co piętnaście minut wygrywają one krótką melodię, o pełnych godzinach - nieco dłuższą, a o wybranych porach - Cztery Pory Roku Vivaldiego. Miód na uszy i jedna z najbardziej uroczych atrakcji turystycznych, jakie widziałam!
Idąc w kierunku dworca warto na chwilę podejść do Kościoła Świętego Krzyża. Osobiście będąc w nowym miejscu lubię wejść na jakiś punkt widokowy, aby lepiej orientować się z przestrzeni miasta. W przypadku Drezna wybrałam wieżę właśnie tego kościoła - mierzy ona 94 metry, a podczas długiej wspinaczki po schodach zobaczyć możemy drugie co do wielkości brązowe dzwony w Niemczech. Wnętrze kościoła jest zaskakująco ascetyczne. Nie jest to jednak celowy zabieg, a wynik burzliwych dziejów świątyni, która została trzykrotnie strawiona przez pożar i, podobnie jak większość zabytków Drezna, poważnie zniszczona podczas wojny. Z powodu braku funduszy nigdy nie zdecydowano się na odtworzenie oryginalnych wnętrz, a z biegiem lat doceniono skromny wystrój i zdecydowano o zostawieniu go na stałe.
Drezno pełne jest wspaniałych historycznych gmachów, ale i nowoczesnej zabudowy, sklepów, hoteli i apartamentowców. Widać wyraźnie po tym mieście, że wojna nie była dla niego łaskawa i tylko najcenniejsze zabytki udało się odbudować. Miasto mimo tego architektonicznego misz-maszu nie sprawia wrażenia chaotycznego i jest dla mnie pozytywnym przykładem łączenia historii z nowoczesnością. Drezno świetnie sprawdza się zarówno na krótki wypad, jak i kilkudniową wycieczkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz