Gdy trzy lata temu dotarłam do Chwalimierza w poszukiwaniu ruin pałacu, nie znalazłam ich, bo tak zachwycił mnie budynek stajni, że uznałam, że to jest ten obiekt, którego szukałam. A zrujnowana wieża była zaledwie parę kroków dalej, skryta w gęstej zieleni. Zachwyt nad stajniami tylko dowodzi dawnej wspaniałości majątku. Wiosną tego roku zrobiłam drugie podejście i tym razem znalazłam w zaroślach olśniewającą, zrujnowaną wieżę - ostatnią pozostałość po pałacu von Kramstów. Pałacu, który przetrwał wojnę, ale nie przetrwał powojnia.
Wpadki się zdarzają najlepszym, ale ja do dziś nie mogę uwierzyć w to, jak mogłam nie znaleźć ruin pałacu. Zrobiłam zdjęcia bramy, zrobiłam zdjęcia stajni, obejrzałam nawet budynek służby i stwierdziłam, że to tyle. Jednak w gęstej zieleni kryło się coś więcej. Plusem tej rewizyty po trzech latach jest możliwość porównania stanu obiektów. O ile brama odzyskała blask, tak stajnie, a konkretnie ich dach, wyglądają, jakby wydawały swoje ostatnie tchnienie...
2016 vs. 2019
2016 vs. 2019
Przez te trzy lata, które spędziłam jeżdżąc intensywnie po Dolnym Śląsku, zdążyłam się już nieco uodpornić na opuszczone pałace. Jest ich tutaj tak ogromna ilość, że w pewnym momencie zaczęłam je traktować coraz bardziej jako naturalny element krajobrazu, a nie coś, co powinno bulwersować czy wzruszać. Zwłaszcza że niemal za każdym razem powtarza się ta sama historia - pod koniec wojny właściciel ucieka, wchodzą Ruscy na szaber, potem wchodzą Polacy i kradną, czego czerwoni nie wynieśli, a potem już w sumie niewiele jest do ratowania i albo się pałac sam rozpada, albo robią w nim PGR i dopiero potem się wali. Dlatego sama byłam zaskoczona ogromem tego niewielkiego przecież fragmentu, który ocalał z pałacu w Chwalimierzu.
Ocalała wieża i glorietta
Dwa słowa o historii - pałac zbudowany został w latach 1884-85 dla Georga von Kramsta - przedstawiciela jednej z najzamożniejszych rodzin fabrykanckich na Śląsku. Za projekt odpowiedzialny był Karl Schmidt, któremu zawdzięczamy między innymi także zabudowę wrocławskiego ZOO oraz Wzgórza Partyzantów. Wokół okazałego pałacu, będącego pokazem przepychu i bogactwa, powstały również stajnie, ptaszarnia, glorietta, ogród, a także folwark i mauzoleum. Monumentalna wieża z herbem rodowym górowała nad ogromnym pałacem i przykuwała uwagę do wspaniałej rezydencji. Co mogło pójść nie tak?
Do wieży można zajrzeć i zobaczyć resztki jednej z czterech iglic wieżyczek pobocznych
Ostatni właściciele uciekli przed zbliżającym się frontem i pałac wpadł w ręce Armii Czerwonej. Został zdewastowany i rozszabrowany najpierw przez "wyzwolicieli", a potem przez ludność napływającą na ziemie "odzyskane". Podobno w wieży znaleziono jakiś skarb, co stało się dla wielu wabikiem do jeszcze szerzej zakrojonych akcji rabunkowych. Pałac pozostawał w niezłym stanie technicznym jeszcze do początku lat 60., ale potem go rozebrano ze względu na zniszczenia i brak pomysłu na zagospodarowanie. Gdy patrzę na archiwalne zdjęcia, to nie potrafię pojąć, jak w niecałe 20 lat można doprowadzić tak ogromną rezydencję do stanu agonalnego. Z pałacu została tylko wieża (w fatalnym stanie technicznym) i resztki murów. Park zdziczał i zarósł, a z fontanny miejscowi zrobili sobie przestrzeń do rekreacji.
Wieża oraz ocalałe fragmenty pałacowych murów
Dawna fontanna oraz herb von Kramstów na wieży
Ten pałac w czasach świetności musiał olśniewać swoim ogromem i przepychem. Nawet dziś ogromna wieża wyłaniająca się z zieleni robi ogromne wrażenie. Trochę mi to miejsce przypomina historię "Śląskiego Windsoru" - bestialsko zdewastowanego pałacu w Szczodrem. Widocznie za każdym razem, kiedy myślę, że na Dolnym Śląsku widziałam już wszystko i nic mnie nie zszokuje, muszę dostać na głowę taki kubeł zimnej wody i znaleźć kolejne miejsce, które chwyci mnie za serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz