środa, 13 maja 2020

Misja na Marsa - Hala Boracza

Dawno nic nie pisałam o górach, a powód był prozaiczny - dawno nigdzie nie chodziliśmy. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, postanowiłam nadrobić zaległości. Wybór padł na Halę Boraczą. Mieliśmy pod górkę - dosłownie i w przenośni. Ale nikt przecież nie obiecywał, że będzie łatwo, prawda?



A miało być tak pięknie! Ile ja miałam planów podróżniczych na ten mój rok urlopu macierzyńskiego! Życie zweryfikowało moje zamierzenia. Najpierw fizycznie długo dochodziłam do siebie, a życie z maleństwem było takim młynem, że nawet nie marzyłam o górach. Później była zima i nie odważyłam się zabrać dziecka w góry, kiedy leżało jeszcze sporo śniegu, a dzień był krótki. 

Następnie przyszedł koronawirus i zamieszał totalnie. Zaczęłam już się dołować i wątpić w to, że uda się nam w końcu gdzieś wyjechać. Gdy w końcu otwarto lasy, zarządziłam rodzinną wycieczkę. I wiecie co? Dojechaliśmy do Żabnicy i... nie udało nam się zaparkować auta. Serio,w tamten weekend chyba cała Polska ruszyła w góry. Samochody były wszędzie, na każdym skrawku wolnej przestrzeni. Wędrowanie w takich warunkach było bezcelowe, więc darowaliśmy sobie wyjście na szlak.

Tęsknota za szlakiem...

Nie dawało mi to spokoju - ja naprawdę potrzebowałam trochę ruchu, aby nie zwariować! Zrobiliśmy drugie podejście w środku tygodnia i to była dobra decyzja. Ludzi było zdecydowanie mniej, a piękna pogoda była dodatkową nagrodą. Był koniec kwietnia, a można było chodzić w krótkich spodenkach. Ach, jak cudownie było móc znów się ruszyć! Wybór padł na bardzo prostą trasę, ponieważ nie wiedziałam, jak córka zareaguje na taką wycieczkę, a nasza forma też daleka jest od ideału. Dla mnie jednak była to podróż sentymentalna - 12-13 lat temu w Żabnicy podczas studenckich wyjazdów pokonywałam po raz pierwszy te szlaki. Może to dobre miejsce na nowy początek?


Żabnica jest wsią położoną w dolinie wśród pasm Beskidu Żywieckiego. Z Żabnicy Skałki w górę pną się trzy szlaki - zielony na Rysiankę, czarny do Stacji Turystycznej Słowianka oraz czarny na Halę Boraczą. Zdecydowaliśmy się na tę trzecią opcję. To jest naprawdę łatwy szlak. Łatwy do pokonania nawet z wózkiem, bo choć w pewnym momencie zaczyna się ostre podejście po kamieniach, to jest też opcja dojścia do celu asfaltową drogą. Choć zaliczyłam jedną próbę chodzenia po górach z wózkiem, to nie zdecyduję się na takie rozwiązanie po raz drugi. Córkę noszę w chuście zarówno podczas naszych wycieczek, jak i na codziennych spacerach. Obie to lubimy, a ja mam ręce wolne i dużo więcej swobody.


Na szlak wyszliśmy tak nieprzyzwoicie późno, że wstyd się przyznać. To efekt naszego deficytu snu, a zebranie się do wyjścia z małym (wymagającym!) człowiekiem przypomina logistycznie misję na Marsa. Jednak nie to się liczyło. Nie była ważna pora, tempo czy cokolwiek innego. Ważne było, że się udało! Czarnym szlakiem na Halę Boraczą dotarliśmy szybko, w 50 minut. Znałam tę okolicę, więc postanowiłam jeszcze podejść 10 minut pod górę na Halę Cukiernicę, z której roztacza się wspaniała panorama na okolicę.

Hala Cukiernica

Po obowiązkowej sesji fotograficznej postanowiliśmy wrócić na Halę Boraczą i odpocząć na karimacie. Teraz jak o tym myślę, to nachodzi mnie refleksja, że w sumie my nigdy wcześniej nie braliśmy ze sobą w góry koca ani karimaty, aby sobie tak po prostu posiedzieć i się zrelaksować. Zawsze był bieg, żeby zdążyć na transport albo żeby przejść jak najdłuższą trasę. To kolejny dowód na to, jak dziecko zmienia podejście do życia. Kiedyś Hala Boracza byłaby dopiero początkiem wędrówki, dziś - jest sukcesem.


Do Żabnicy zeszliśmy tym samym szlakiem. Zrobiliśmy tego dnia 8 kilometrów, ale po tak długim czasie bez ruchu i, co najważniejsze, z 7-miesięcznym dzieckiem - to był dla mnie sukces. Pierwszy sukces górski w tej nowej rzeczywistości. Rozpiera mnie duma, że się udało i że młodej się podobało, a wyjazd zniosła nader dobrze. Chyba czas znaleźć w sobie więcej optymizmu i próbować, próbować i jeszcze raz próbować. A za parę...naście lat jeszcze mnie córka przegoni gdzieś w drodze na Rysy. Taką mam nadzieję :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz