Jadąc przez Bieszczady co chwila mijamy kolejne cerkwie. Zwiedzanie drewnianych świątyń typowych dla tego obszaru jest świetnym pomysłem na spędzenie czasu, gdy nie mamy ochoty na górskie wędrówki. Dziś zaproszę Was do cerkwi w Rabem koło Czarnej, która została "ukarana" po śmierci Stalina... Chcecie wiedzieć, dlaczego?
Pierwsze wzmianki o miejscowości oraz cerkwi pochodzą już z XVI wieku. Obecna świątynia została wzniesiona w drugiej połowie XIX wieku i reprezentuje nurt klasycyzujący - odmienny od większości bojkowskich cerkwi na tym obszarze. Było to narzucone przez administrację austriacką. Styl ten można rozpoznać dziś po kolumnach oraz po dachu.
Po roku 1951 roku w cerkwi utworzono magazyn wyposażenia przywiezionego z innych bieszczadzkich świątyń. Od roku 1971 obiekt znajduje się we władaniu kościoła rzymskokatolickiego. Przeprowadzono trwający trzy lata remont i od tego czasu świątynia pełni funkcje kościoła filialnego parafii w Czarnej.
Wokół cerkwi znajduje się pozostałość cmentarza, na mnie ogromne wrażenie wywarł dziecięcy grobek rodziny Teterów. Zawsze serce mi się kraje, gdy widzę mogiły małych dzieci. Przy świątyni postawiono nietypową murowaną dzwonnicę - bramę, z którą związana jest ciekawa historia. Podobno dzwony z dzwonnicy zostały w roku 1953 zdjęte i oddane na złom przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego po tym, jak bito w nie, aby uczcić śmierć Józefa Stalina.
Cerkiew w Czarnej jest kolejną bieszczadzką świątynią odwiedzoną przez nas w tym roku. Każda kolejna ma do opowiedzenia jakąś ciekawą historię, którą z przyjemnością poznajemy. Jestem pewna, że jeszcze wiele do odkrycia przed nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz