Śląskie miasto Toszek było celem jednej z moich letnich wycieczek w zeszłym roku. Zapraszam Was na spacer po zamku, w którym ukryto złotą kaczkę; zobaczymy też cmentarze, w których zapisana jest historia dawnych mieszkańców miasta. Dowiemy się również, co wspólnego ma to miasto z Igrzyskami Paraolimpijskimi oraz poznamy tragiczną historię obozu pracy przymusowej utworzonego na terenie szpitala psychiatrycznego.
Gdyby zapytać mieszkańców województwa śląskiego, z czym kojarzy im się Toszek, wielu z nich najpierw wskazałoby na szpital psychiatryczny, a nie zamek. Rzeczywiście tamtejsza lecznica jest jedną z najstarszych i najbardziej znanych w województwie. Jej historia ma jednak tragiczne tło - od maja do listopada 1945 r. na terenie szpitala (który działał od zakończenia I wojny światowej w kompleksie budynków z 1884 r.) funkcjonował obóz pracy przymusowej NKWD. Szacuje się, że w łagrze zginęło ok. 3,3 tys. osób, a kolejny tysiąc zmarł z wycieńczenia wkrótce po jego opuszczeniu. Przez dziesięciolecia ta tragiczna historia była zapomniana, aż do lat 90. XX wieku. W 1998 roku w miejscu zbiorowej mogiły ofiar obozu postawiono pomnik upamiętniający poległych.
Część pochówków więźniów miała też miejsce na... cmentarzu żydowskim w Toszku. Znajduje się on blisko wspomnianego miejsca pamięci i powstał na ulicy Wielowiejskiej w I połowie XIX wieku. Na terenie kirkutu zachowało się około 20 nagrobków. Wstęp na teren nekropolii niestety nie jest możliwy. Na cmentarzu pochowani się między innymi przodkowie Franza Waxmana, amerykańskiego kompozytora muzyki filmowej, dwukrotnego laureata Oscara.
Skoro już jesteśmy w temacie cmentarzy, to wspomnę jeszcze o toszeckim cmentarzu ewangelickim. Podczas zwiedzania często wychodzę z założenia, że z lokalnych nekropolii można wiele wyczytać na temat historii miejsca. Tak było i w tym przypadku. Na cmentarzu komunalnym (ewangelickim) zachowały się nagrobki nawet z II połowy XIX wieku. W tym okresie parafia ewangelicka liczyła w mieście 320 mieszkańców. Udało się też zajrzeć przez uchylone drzwi kaplicy (oj, oj) i tam zastał nas zaskakujący widok... (zobaczcie zdjęcie), Zaciekawiły mnie również rzędy jednakowych, skromnych nagrobków. Po chwili zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie są tam pochowani pacjenci szpitala, którzy nie mieli rodzin. Smutny widok.
Zmierzając powoli w stronę zamku - w końcu to głównie o nim miała dziś być mowa - napiszę o jeszcze jednym, niepozornym miejscu. U zbiegu ulic Wielowiejskiej i Chrobrego znajduje się dawny hotel, którego właścicielem był ojciec Ludwiga Guttmanna. W tym budynku urodził się w 1899 r. i spędził pierwsze lata życia Guttmann - światowej sławy neurolog i twórca ruchu paraolimpijskiego. W roku 1948 zorganizował pierwsze zawody sportowe dla inwalidów wojennych poruszających się na wózkach inwalidzkich. Kontynuacją tej inicjatywy były zorganizowane w 1960 roku w Rzymie pierwsze Igrzyska Paraolimpijskie.
Kawałek dalej znajduje się toszecki rynek. W średniowieczu przez miasto przebiegał ważny szlak handlowy prowadzący z Krakowa do Wrocławia i wiele ważnych budynków znajduje się wzdłuż osi wschód - zachód. Najważniejszym obiektem na rynku jest oczywiście ratusz.
W końcu zbliżamy się do zamku. Jego historia sięga średniowiecza, początkowo należał do książąt śląskich. Został spalony w 1430 roku podczas wojen husyckich. W XV wieku został odbudowany w stylu gotyckim, a w kolejnych wiekach kilkukrotnie rozbudowywany i przebudowywany. W 1811 roku warownie strawił kolejny pożar i od tego czasu pozostaje on w częściowej ruinie. Zachował się budynek bramny i budynek mieszkalny z wieżą oraz stajnią. W latach 1957 - 63 zamek został częściowo odbudowany i przeznaczony na działalność organizacji kulturalnych. Obecnie wieża jest udostępniana zwiedzającym.
Z zamkiem związana jest ciekawa legenda o złotej kaczce. W 1811 roku podczas pożaru majątku hrabina Gizela Gaschin, ówczesna pani na Toszku, próbując uciec od płomieni, zeszła do zamkowych podziemi. Zabrała ze sobą rodowy klejnot - złotą kaczkę, którą zakopała w nieznanym miejscu. Hrabina wkrótce zmarła, a skarbu do dziś nie odnaleziono. Gizela Gaschin zabrała ze sobą do grobu miejsce ukrycia kaczki, a legenda o kosztownościach do dziś rozpala wyobraźnię odwiedzających zamek.
Po pożarze w 1811 roku w miejscu obecnego parkingu wybudowano pałac inspirowany architekturą neogotycką. Ostatni właściciele Toszka, rodzina Guradze, mieszkała w nim do końca 1944 r. Pałac został spalony w styczniu 1944 roku przez żołnierzy radzieckich. Niestety nie zachował się po nim nawet ślad i gdyby nie tablica informacyjna, to pewnie nawet byśmy się nie domyślili, że kiedyś w tym miejscu stała piękna rezydencja.
Wracając, postanowiłam podjechać jeszcze w jedno miejsce - do cmentarza żydowskiego w pobliskiej Wielowsi. Dotrzeć do niego można wyboistą, polną drogą, na której prawie zgubiłam zawieszenie ;-) Kirkut został założony w XVII wieku i liczy około 250 nagrobków. Najstarsza macewa pochodzi z 1722 roku i należy do założyciela tego miejsca. Na terenie cmentarza rosną cztery stare dęby - pomniki przyrody. Lubię takie miejsca - odludne, zapomniane, lecz bogate w historię.
To był owocny dzień pełen wrażeń. Pojechałam do Toszka, aby zwiedzić zamek, a na miejscu okazało się, że jest tu wiele więcej do zobaczenia. Jak widać, w tym śląskim mieście jest jeszcze wiele ciekawych historii do odkrycia. Coraz bardziej podoba mi się górnośląska prowincja jako cel wycieczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz