Numerem 10. w naszym drugim okrążeniu Korony Gór Polski (tym razem z dzieckiem) była Waligóra - najwyższy szczyt Gór Kamiennych. To miejsce od lat przyciągało turystów, a swoją letnią rezydencję na zboczach Waligóry miała sama księżna Daisy. Z jej okien widziała Ruprechtický Špičák - drugi szczyt, który zdobyliśmy tamtego jesiennego dnia. Co takiego wyjątkowego mają w sobie Góry Kamienne?
Na Waligórę wybraliśmy się dzień po wejściu na Chełmiec. Wędrówkę rozpoczęliśmy przy schronisku Andrzejówka, do którego można dotrzeć autem. Można też, rzecz jasna, dojść pieszo, jak parę lat wcześniej, gdy po raz pierwszy wybrałam się na Waligórę. Na najwyższy szczyt Gór Kamiennych można wejść szlakiem od północnej lub południowej strony - ta pierwsza opcja jest zdecydowanie bardziej stroma. Ścieżka pnie się konkretnie w górę - na odcinku 300 m pokonuje się 120 m przewyższenia. Zgadnijcie który szlak wybraliśmy?
Pamiętam to ostre podejście z pierwszego wypadu na Waligórę. Szlak był oblodzony i tylko raczki ratowały sytuację. Teraz śniegu nie było, ale i tak wejście nie było takie proste - zwłaszcza z dwulatką, która postanowiła iść na własnych nogach. Tak się zmęczyła, że przed samym szczytem jednak zdecydowała się na wskoczenie do nosidła i momentalnie zasnęła. I takie właśnie jest wejście na Waligórę - powalić potrafi nawet dziecko o niespożytej energii.
Choć trudno w to uwierzyć, to w XIX wieku Waligóra była odsłoniętym szczytem z pięknymi widokami. Po 1945 r. istniała tu nawet wieża triangulacyjno-widokowa, jednak popadła w ruinę i została rozebrana. Na południowym zboczu Waligóry przed laty znajdował się pałacyk myśliwski Hochbergów zbudowany z inicjatywy księżnej Daisy. Właściwie były to dwa budynki: gospodarczy i właściwa rezydencja. Niestety dziś już nie istnieją. Można dotrzeć do ruin budynku gospodarczego zbaczając ze szlaku - jest to także obłędne miejsce widokowe. Nic dziwnego, że księżna Daisy zapragnęła mieć tu swoją letnią rezydencję.
Idąc do ruin, zeszliśmy ze szlaku i dołączyliśmy do niego dopiero po chwili - tym samym wchodząc na ścieżkę oznaczoną czarnym kolorem. Kierowaliśmy się na południe, do przełęczy pod Granicznikiem. Na przełęczy znajduje się wiata turystyczna oraz węzeł szlaków turystycznych. Muszę przyznać, że Góry Kamienne są wyjątkowo piękne o tej porze roku. Trafiliśmy na wspaniałą pogodę i chyba ostatni taki ciepły weekend tego roku. Kolejnym naszym celem był Ruprechtický Špičák.
Špičák, albo po naszemu - Szpiczak - jest jest najwyższym szczytem czeskiej części pasma Gór Suchych (będących częścią Gór Kamiennych), a u jego podnóża znajdowało się przejście graniczne Łomnica-Ruprechtický Špičák, po którym dziś został tylko znak. Zostało ono zlikwidowane w 2007 roku na mocy układu z Schengen. Podejście na szczyt, podobnie jak na Waligórę, jest dość ostre, gdyż góra ma specyficzny stożkowaty kształt. Choć przez Szpiczak przebiega granica polsko-czeska, to większa jego część leży u naszych południowych sąsiadów.
Po wejściu na szczyt naszym oczom ukazuje się stalowa wieża telekomunikacyjna zbudowana w 2002 r. Można na nią wejść, a turystom udostępniony jest taras widokowy. Niestety nie jest to atrakcja dla osób z lękiem przestrzeni - wieża zbudowana jest z kratki, a w wietrzne dni dość mocno nią buja. Na szczęście szczyt Szpiczaka jest częściowo odsłonięty i nawet bez wejścia na wieżę można podziwiać wspaniałe widoki. Postanowiliśmy zrobić sobie w tym miejscu dłuższą przerwę.
Nadszedł w końcu czas na powrót do Andrzejówki. Nie mieliśmy za bardzo wyboru, więc wracaliśmy tym samym szlakiem, omijając pod koniec wejście na Waligórę. Z przełęczy pod Granicznikiem trzymaliśmy się czarnego szlaku, który doprowadził nas prosto do schroniska. Jakby ktoś miał więcej czasu i dłuższy dzień, to można zawsze trochę wydłużyć wycieczkę i zahaczyć o przepiękne Sokołowsko. Za pierwszym razem, gdy wchodziłam na Waligórę, to wracałam właśnie do Sokołowska i dalej do Unisławia Śląskiego. Tym razem jednak naszym celem była Andrzejówka, w której nocowaliśmy.
Schronisko PTTK Andrzejówka leży u stóp Waligóry i zostało otwarte w 1933 roku jako Andreasbaude (od imienia gospodarza - Andreasa Bocka). Jak na swoje czasy był to bardzo nowoczesny obiekt i cieszył się powodzeniem nie tylko "zwyklych" turystów. W 1936 roku przez dwa tygodnie mieszkała w Andrzejówce królowa holenderska Wilhelmina z córką księżną Julianą. W czasie II wojny światowej schronisko na swoje cele wykorzystywali naziści z Wermachtu i Hitlerjugend. Po wojnie Polacy wznowili działalność turystyczną.
Miejsce musiało cieszyć się dużą popularnością, bowiem w 1955 roku zaadaptowano sąsiedni budynek jako część noclegową i zwiększono w ten sposób liczbę miejsc do 100. Obiekt nazywany Harcówką dziś jest nieużytkowany i popada w ruinę. Co jakiś czas pojawiają się pomysły na jego adaptację i trzymam kciuki, aby w końcu się to udało.
W takiej atmosferze dobiegał końca nasz jesienny weekend w okolicach Wałbrzycha. Na koniec Zahaczyliśmy jeszcze o ruiny zamku Cisy w Książańskim Parku Krajobrazowym. Lubię te okolice i chętnie w nie wracam. Jak widać, wciąż znajduję w nich coś nowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz