Cerkiew w Hoszowczyku wzniesiona w 1926 roku była pierwszą świątynią, jaka powstała we wsi. Nie dane było długo nacieszyć się nią wiernym, którzy po Akcji Wisła musieli opuścić swoje domostwa. Coś jednak po sobie pozostawili, a odkryto to dopiero na początku XXI wieku...
Cerkiew Narodzenia Matki Bożej zbudowana została w 1926 roku i jest jedną z najmłodszych cerkwi, jakie miałam dotychczas okazję odwiedzić w Bieszczadach. Była to pierwsza świątynia w Hoszowczyku, co musiało być sporym "awansem" dla wsi. Usytuowana na wzgórzu jest tak widoczna, że gdy jedzie się drogą od strony Hoszowa, to można pomyśleć, że to już cerkiew w Równi.
Na tablicy ustawionej przed świątynią możemy dowiedzieć się nieco o jej historii: "Po roku 1951, po kilku próbach odprawienia w niej mszy rzymskokatolickich przez przesiedleńców z okolic Krystynopola, cerkiew została zamknięta. Stała nieużytkowana aż do 1970, kiedy to została zamieniona w kościół rzymskokatolicki". Mamy więc tu kolejny przykład udanej adaptacji świątyni, dzięki której przetrwała ona w dobrym stanie do czasów współczesnych. Powyżej świątyni znajduje się cerkiewny cmentarz z kilkoma starymi nagrobkami oraz grobami powojennych osadników.
Na początku XXI wieku cerkiew przeszła remont, który zapewne w Hoszowczyku zapamiętają na długo. Otóż w 2002 roku, czyli 52 lata po zakończeniu Akcji Wisła, pod okapem prezbiterium odkryto duży zapas amunicji z okresu II wojny światowej. Dobrze, że przez tyle lat funkcjonowania tu kościoła rzymskokatolickiego nic nie wybuchło. Daje mi to jednak do myślenia - ciekawe, ile podobnych niespodzianek kryją inne bieszczadzkie cerkwie.
Niepozorna cerkiew w Hoszowczyku skrywała przez ponad pół wieku swoją tajemnicę. Jak widać, wiele jeszcze może nas w Bieszczadach zaskoczyć. Do świątyni można podjechać na chwilę, gdyż znajduje się ona między dwiema bardziej znanymi cerkwiami: w Hoszowie i Równi. A nuż stwierdzimy: "ale bomba!".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz