Biechowski pałac przywołuje skojarzenia z bajkami Disney'a i spokojnie mogłaby w nim zamieszkać jakaś księżniczka. Rzeczywistość jest nieco mniej baśniowa, a historia tego miejsca raczej nie napawa optymizmem. Jest jednak szansa na nowe życie w tym miejscu - nowy właściciel snuje śmiałe plany rewitalizacji... Czy uda się je zrealizować?
We wsi Biechów koło Nysy (woj. opolskie) znajduje się przepiękny neorenesansowy pałac powstały w miejscu strawionego przez pożar XVI-wiecznego dworu. Pałac powstał w roku 1856 na zlecenie właściciela majątku - hrabiego von Matuschke'a. Rezydencję zaprojektował znany wrocławski architekt - Karl Lüdecke. W 1904 roku pałac przeszedł przebudowę. W rękach rodziny von Matuschke pozostał do roku 1945.
Po wojnie pałac został zdewastowany i nie zachowało się nic z jego oryginalnego wyposażenia. Od lat 60. w jego wnętrzach funkcjonowała szkoła, wcześniej był on własnością PGR, a przez chwilę mieścił się tu nawet ośrodek kolonijny. Placówka oświatową wyprowadziła się z zabytkowych wnętrz w 2012 r. Starosta powiatu nyskiego sprzedał go prywatnej spółce, obiekt kilka razy zmieniał właścicieli.
Na początku 2021 roku pałac za kwotę 1,2 miliona złotych (!) kupił nyski przedsiębiorca. Ma w planach renowację obiektu oraz umieszczenie w nim komercyjnego ośrodka leczenia uzależnień. Rewitalizację ma przejść także przypałacowy park, w którym do 1945 r. istniał jeden z nielicznych w tamtych czasach psich cmentarzy. Pozostaje mieć nadzieję, że śmiałe plany doczekają się realizacji i pałac w Biechowie nie podzieli losu wielu mu podobnych.
W osi frontowej pałacu od jego znajduje się neogotycka murowana kaplica pw. Matki Boskiej Łaskawej. Pod kościołem mieści się krypta, w której spoczywały szczątki właścicieli dóbr biechowskich. W latach 70. krypta została zdewastowana i sprofanowana.
Pałac w Biechowie zdaje się mieć wszystko: atrakcyjne położenie, piękną architekturę i otoczenie... A przede wszystkim nowego właściciela z pomysłem na pałac. Z całych sił trzymam kciuki za realizację planu renowacji rezydencji. Oby ta bajka doczekała się szczęśliwego zakończenia.
W 1959 roku bylam tam na kolonii,do dzis wspominam to miejsce. W poblizu byl tez piekny las i duzo grzybow. Kaplica przy zamku do ktorej chodzilismy w niedziele na msze. Piekne okolice i pozostaly wsponienia do dzis.
OdpowiedzUsuńChyba byliśmy razem na tej kolonii. Tam były dzieci z Warszawy, ze Śląska (Elektrownia Trzebinia pozdrawiam kolegę), z Łodzi itd. Towarzystwo było bardzo snobistyczne. W tamtych latach należeliśmy do high society class. Byliśmy dziećmi hydraulików, tramwajarzy, kanalarzy, konduktorów itp. Chłopaków z W-wy trochę dziwiło, że nie było gruzów. Dla nas każda okolica to musiała być kupa gruzów. No bo gdzie byś się bawił? (Kraków był dziwny). Pamiętam, że stołowaliśmy się w ogromnej sali otoczonej lustrami, stiukami itd. Sala była (chyba piękna). Ale mnie interesowało to co było na talerzu. Takie to były czasy. Pozdrawiam koleżankę.
OdpowiedzUsuń