Jeśli szukacie aktualnych warunków pogodowych na Babiej Górze, to źle trafiliście. Dziś zapraszam na wycieczkę sprzed paru lat i pewnie nigdy bym jej nie opisała, gdybym nie natrafiła w swoim archiwum na te piękne zdjęcia. Szkoda by było się nimi nie pochwalić ;-) Ale nawet one nie oddają prawdziwego uroku Babiej Góry zimą.
Babia Góra. Najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego. Wymagająca, kapryśna, wietrzna, a mimo to przyciąga jak magnes. Gdy pierwszy raz na nią dotarłam, nie wiedziałam na co się piszę, a znajomy zafundował nam 20-kilometrowy "spacer" z Korbielowa, nocleg w spartańskich warunkach (nowe schronisko było w budowie) i wspinaczkę Percią Akademików z ciężkimi plecakami. Za drugim razem już wiedziałam, z czym się to je, ale po nieprzespanej nocy w schronisku tego dnia opadałam z sił i Babia dała mi popalić (w pokoju wieloosobowym ekipa urządziła sobie wieczór kawalerski, więc żeby zmrużyć choć na chwilę oko, spałam na podłodze na korytarzu). Za trzecim razem uznałam, że jak tamte razy mnie nie zabiły, to i zimą dam radę.
Mianem Babiej Góry określa się cały masyw, którego najwyżej wznoszącym się szczytem jest Diablak (1725 m n.p.m.). Jest to także najwyższa poza Tatrami góra w Polsce. Na jej zboczach znajduje się jeden z najciekawszych szlaków w Beskidach - Perć Akademików - biegnący najbardziej stromym, północnym zboczem. Najtrudniejszym miejscem na szlaku jest ośmiometrowa pionowa ściana o nazwie Czarny Dziób, na którą trzeba się wspiąć. Dla ułatwienia zamontowano łańcuchy i klamry. Szlak jest jednokierunkowy i zamknięty zimą.
W tamten lutowy poranek w 2015 r. na Babią Górę szłam z Przełęczy Krowiarki. To były jeszcze te fajne czasy, gdy dało się tam koło 10:00 zaparkować ;-) Pogoda była idealna - śnieg skrzypiał pod butami, słońce świeciło i widoczność była perfekcyjna. Z Krowiarek na Diablak jest jakieś 4,5 km, według mapy 2,5 h. Po drodze mija się pięć wierzchołków - pierwszym z nich jest Sokolica 1367 m n.p.m. z atrakcyjnym punktem widokowym. Z kolei najwięcej śmiechu wywołuje zawsze Gówniak mierzący 1617 m n.p.m.
Po wymagającej dobrej kondycji wędrówce udało się dotrzeć na Diablak - najwyższy wierzchołek Babiej Góry. Nazwa pochodzi od legendy o diable, który na szczycie budował swoje zamczysko, jednak gdy zapiał kur, budowla zawaliła się. Na Diablaku znajduje się też kilka całkiem realnych obiektów, między innymi kamienny mur budowany przez turystów jako wiatrochron; polowy ołtarz czy obelisk upamiętniający wejście na szczyt palatyna Węgier, arcyksięcia Józefa Habsburga w 1806 roku. Co ciekawe, na Babiej Górze znajdowały się także dwie tablice upamiętniające wizytę Włodzimierza Lenina w 1912 r., ale nie przetrwały do dzisiaj. Najciekawsze w tym miejscu jednak są widoki, zwłaszcza ten na południe, na Tatry.
Ze szczytu zeszliśmy na Przełęcz Brona, a następnie do schroniska na Markowych Szczawinach na "popas". Chyba nawet był pomysł, aby wdrapać się na Małą Babią Górę, ale jednak zmęczenie zrobiło swoje i wygrała wizja schroniska. Powrót do samochodu i Przełęczy Krowiarki niebieskim szlakiem jest nudny, żmudny, ale trzeba go przejść. To prawie dwie godziny i ponad 6 km deptania przez las, ale na szczęście już bez żadnych trudności i przewyższeń.
I w ten sposób dobiegliśmy do końca moich wspominek zimowej wyprawy na Babią Górę. Królowa Beskidów potrafi zachwycić o każdej porze roku, lecz muszę przyznać, że biała szata dodaje jej pewnego nadzwyczajnego uroku. Przypomina mi wtedy Tatry Zachodnie i coś w tym jest - w końcu z jej wierzchołka najwyższe polskie góry zdają się być na wyciągnięcie ręki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz