Gdy w mieście śniegu jak na lekarstwo, na ratunek przychodzą góry. W Beskidzie Małym spędziliśmy kilka miłych dni w poprzednich latach, ale na najwyższym szczycie tego pasma nie byłam od 2013 roku. Kolejny - 11 - szczyt do Korony Gór Polski z dzieckiem sam się nie zdobędzie, więc w słoneczny zimowy dzień wybraliśmy na szlak z nowym sprzętem górskim. Jak się sprawdziły sanki w Beskidzie Małym?
Choć Beskid Mały znany jest nam z poprzednich wypadów, to udało nam się odkryć w nim coś nowego. Po raz pierwszy startowaliśmy z Przełęczy Przegibek, na której znajduje się spory parking (ale w pogodne dni zapełnia się on dość szybko, więc nie zwlekajcie z podróżą). Na przełęczy funkcjonuje także zajazd, więc można coś zjeść i przybić pieczątkę.
Z Przegibka udajemy się najpierw na Magurkę Wilkowicką, a następnie na Czupel. Postanowiliśmy przetestować w górach nowe sanki z pchaczem, więc nie szliśmy cały czas szlakiem, a wybraliśmy częściowo bardziej płaską drogę pożarową. Startując na Przegibku można iść w prawo niebieskim szlakiem albo w lewo łatwiejszą drogą. Wybraliśmy tę drugą opcję. Po chwili ta ścieżka i tak dołącza do szlaku.
Po około kilometrze trafiamy na rozstaje - niebieski szlak biegnie mocno pod górę w lewo, a droga pożarowa w prawo. Wybieramy ponownie łagodniejsze rozwiązanie. Po chwili doprowadza nas ono do skrzyżowania szlaków "Pod Sokołówką" i tutaj już wskakujemy na zielony szlak, choć pewnie dałoby się jeszcze trochę obejść. Niecały kilometr dalej wita nas Magurka Wilkowicka oraz schronisko.
Postanawiamy nie zatrzymywać się na długo i ruszamy niebieskim szlakiem na Czupel. Przed nami najprzyjemniejsza część trasy, bo idzie się niemal po płaskim. Przebijają się też gdzieniegdzie widoki, a szczególnie piękne są te z Polany Spalone. Doskonale widać nie tylko Skrzyczne, które pojawiło się już na Magurce, ale też Tatry! Muszę natomiast przyznać, że inaczej zapamiętałam ten szlak sprzed lat. Musiał mocno zarosnąć zielenią, bo poprzednio robiłam z niego zdjęcia Jeziora Międzybrodzkiego i zapory w Porąbce.
Przed nami ostatnia prosta na Czupel. Na szczyt czeka nas jeszcze nieduże podejście, ale nie przysparza ono większych trudności. Sam wierzchołek nietypowo został oznaczony tabliczką w dwóch miejscach. Warto podejść do tej drugiej, znajdującej się minutę drogi dalej, bo znajduje się tam pieczątka oraz miejsce do odpoczynku. Robimy oczywiście pamiątkowe zdjęcia i lepimy bałwana :-) Parę kroków dalej między drzewami można dostrzec Górę Żar i Kiczerę.
Do auta wracamy (prawie) tą samą trasą. Planowaliśmy zatrzymać się w schronisku, ale tłumy ludzi skutecznie nas zniechęciły, więc tylko przybiliśmy pieczątki i skierowaliśmy się w dół. Młoda już dawno opuściła sanki i zasnęła w nosidle, więc powrót mieliśmy bez większych atrakcji. Tym razem zamiast drogi pożarowej i zielonego szlaku, wybraliśmy niebieski, który był dobry na zejście (w raczkach), ale na podejście z sankami mógłby być uciążliwy. W ten sposób wróciliśmy na Przegibek.
Za nami jedenasty szczyt w drugim okrążeniu Korony Gór Polski i zarazem całkiem udany powrót w Beskid Mały. Opisana tu trasa świetnie się sprawdziła na wypad z dzieckiem na sankach, bo jest stosunkowo łatwa, ale też atrakcyjna. A jakby ktoś na Czupel dotarł jeszcze tej zimy, to niech pozdrowi naszego bałwana ;-)
Trasa orientacyjna, nie uwzględnia naszych meandrów:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz