Wycieczka na Luboń Wielki - najwybitniejszy szczyt Beskidu Wyspowego - może dostarczyć wielu niezapomnianych wrażeń, jeśli wybierze się wędrówkę przez Perć Borkowskiego. To nietuzinkowy szlak przez największe w tym paśmie gołoborze, po którym trzeba się wspiąć! W nagrodę za trud czekają nas fantastyczne widoki oraz wizyta w charakterystycznym schronisku, które wyglądem przypomina domek Baby Jagi. Luboń Wielki jest pod wieloma względami niezwykłym szczytem, a dlaczego - przekonajcie się sami.
Naszą tegoroczną majówkę w Beskidzie Wyspowym zaczęliśmy od Lubonia Wielkiego. Nie jest to bynajmniej szczyt na rozgrzewkę, bowiem wejście na niego wymaga niezłej kondycji - jest to najwybitniejszy szczyt tego pasma górskiego (o największej wysokości względem otoczenia). Na Luboniu już kiedyś byłam - dokładnie dziesięć lat temu. Przez ten czas zdążyłam zapomnieć, jak niebanalnym szlakiem jest przejście przez Perć Borkowskiego, choć może to obciążenie 20 kg (w tym 13,5 kg dziecka) na plecach tym razem zwiększyło poziom trudności tej trasy? ;-)
Na Luboń Wielki wybraliśmy się z Rabki-Zarytego. Auto zostawiliśmy pod kościołem - znajduje się tam spory parking, praktycznie pusty. Z tego miejsca mamy około 300 metrów do żółtego szlaku, który wybraliśmy na podejście. Droga ta nazywana jest Percią Borkowskiego na cześć wieloletniego gospodarza schroniska na szczycie. Szło się przyjemnie, na początku lekko pod górę i przecinając widokowe polanki. Piękna panorama na okoliczne góry umilała nam wędrówkę. Później weszliśmy w las, podejście zrobiło się nieco ostrzejsze, ale najciekawsze było dopiero przed nami.
Znak informujący o wejściu na teren rezerwatu przyrody oznacza początek atrakcji. Pierwszą z nich jest kapliczka poświęcona żołnierzom AK - pod koniec wojny Luboń Wielki był miejscem działalności żołnierzy Armii Krajowej, a schronisko na szczycie było ich bazą. Kawałek dalej dociera się do miejsca bardzo nietypowego jak na Beskidy. Szlak przecina bowiem gołoborze - największe w Beskidzie Wyspowym. Przejście przez nie wymaga umiejętności poruszania się po skałach, miejscami trzeba użyć także rąk i z tego powodu odradza się go osobom starszym i małym dzieciom. Według mnie nie ma co go demonizować i decyzję o wyborze szlaku każdy powinien podjąć, mając na uwadze własne umiejętności. Ja bez problemu weszłam z 2,5-letnią córką w nosidle, ale doświadczenie górskie mam spore ;-)
Na szczycie gołoborza znajduje się niezwykłe miejsce - wygląda to tak, jakby góra rozpadła się na dwie części. Trzeba zejść trochę w dół, a następnie pokonać ostatnie, dość ostre podejście w górę. Po drodze można podziwiać rośliny, wczesną wiosną ziemia wręcz obsypana jest kwiatami, a nad naszymi głowami pojawiają się imponujące skały. Ostatnia prosta nie jest wcale taka prosta... ale na szczęście już lada moment będzie można odpocząć w schronisku.
Na szczycie Lubonia Wielkiego (1022 m n.p.m.) znajduje się schronisko zbudowane w 1931 roku, radiowo-telewizyjna stacja nadawcza z 1961 r. i punkt meteorologiczny. Do dyspozycji turystów jest nieduży taras widokowy, ławki i stoliczki. Schronisko na Luboniu jest niezwykłym budynkiem przypominającym domek Baby Jagi. Na parterze znajduje się maleńki bufet, a na piętrze sala wieloosobowa z widokiem na cztery strony świata. Toalety są na zewnątrz, a w okresie suszy może brakować wody. Warunki są zatem turystyczne, a miejsce dalekie jest od komercji.
Na zejście wybraliśmy szlak niebieski, który pozbawiony jest takich atrakcji, jak Perć Borkowskiego. Może to i lepiej, bo robiło się już późno i musieliśmy jak najszybciej dostać się do auta. Nie jest ten szlak zbyt komfortowy, sporo na nim luźnych kamieni, a nachylenie podłoża jest dość duże. Na szczęście pokonuje się go dość szybko, a w jego dolnym odcinku pojawia się kilka ładnych widoków.
Wędrówka na Luboń Wielki przez Perć Borkowskiego była ciekawym doświadczeniem i dla mnie - odświeżeniem sobie szlaku sprzed lat. Gołoborze w Beskidach potrafi zaskoczyć, ale i zauroczyć - po prostu nie ma tu nigdzie drugiego takiego szlaku. Z kolei maleńkie schronisko na szczycie nie przestaje mnie zachwycać. Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę i następnym razem spędzę noc z tym słynnym pokoju z widokiem na cztery strony świata.
ulubiony szlak aczkolwiek z dzieciakkiem po głazach i kamieniach... odważnie :D pozdrawiam. Robert ze spotbox.pl
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że 10 lat temu szło mi się gorzej niż teraz z Młodą ;-) Kondycja i obycie z górami robią swoje ;-)
Usuń