Niezwykle malownicza Mała Fatra na Słowacji przyciąga wielu Polaków. Pierwszy raz trafiłam w to przepiękne pasmo niemal dziesięć lat temu i poznałam wtedy dwa najbardziej charakterystyczne szczyty tych gór - Mały i Wielki Rozsutec, które wyróżniają się skalistym, niemal tatrzańskim charakterem. Zanim jednak przystąpiłam do wspinaczki, musiałam pokonać Diery - głębokie i wąskie doliny pełne skalnych progów i wodospadów, wśród których poruszamy się po łańcuchach i drabinkach.
Niech nikogo nie zmyli nazwa - Mała Fatra wcale nie jest taka mała, a zróżnicowana rzeźba terenu i liczne przewyższenia sprawiają, że z pozoru łatwa wędrówka może zająć cały dzień. Moje pierwsze zderzenie z tymi górami miało miejsce prawie dekadę temu. Sporo już wtedy chodziłam po Tatrach i wydawałoby się, że mało co mnie zaskoczy, a jednak Fatra była dla mnie wspaniałym odkryciem. Zaczęłam w miejscowości Biely Potok, z której startuje niebieski szlak do przełęczy między Rozsutcami. I to szlak nie byle jaki, bo na dystansie pięciu kilometrów ścieżka biegnie głębokimi i wąskimi wąwozami Głębokiego Potoku, który w wielu miejscach tworzy niemałe wodospady.
Pokonanie Dierów - Janosikowych, Górnych i Dolnych to niemałe wyzwanie, ale przede wszystkim niesamowita frajda! Na szlaku znajduje się cała masa sztucznych ułatwień - wysokich drabinek, mostków, podestów, łańcuchów... Jest więc trochę wspinania się, omijania potoków i wodospadów, przeciskania się przez wąskie przejścia. Jeśli byliście wcześniej w Słowackim Raju i Wam się podobało, to tutaj też będziecie zachwyceni. Minus natomiast jest taki, że szlak nie nadaje się dla małych dzieci, a przejście go z maluchem w nosidle też może nie być zbyt mądrym pomysłem.
Po przejściu emocjonujących Dierów wreszcie wyłania się otwarta przestrzeń. Jest to przełęcz Medzirozsutce, która rozdziela masyw Wielkiego Rozsutca na południu od Małego Rozsutca na północy. Na pierwszy ogień poszedł Mały Rozsutec mierzący 1343 m n.p.m. Jest on wybitnym, skalistym szczytem zbudowanym z wapieni i dolomitów, a jego górne partie porasta kosodrzewina. Choć jest niższy od Wielkiego Rozsutca, to wejście na niego uchodzi za trudniejsze i zostało zabezpieczone łańcuchami. Ze szczytu wspaniale prezentuje się panorama okolicy z Wielkim Rozsutcem na pierwszym planie.
Po Małym przyszedł czas na Wielki. Trzeba było wrócić na przełęcz Medzirozsutce, a następnie rozpocząć mozolne i dość ostre podejście. Wielki Rozsutec (1610 m n.p.m.) zbudowany jest podobnie, jak jego mniejszy brat, wyróżnia się urwistymi ścianami i strzelistymi turniami. Początkowo leśne podejście w pewnym momencie zamienia się w wysokogórską wędrówkę wąską, skalistą granią, a sam wierzchołek ma stosunkowo niewielką powierzchnię. Aż chciałoby się powiedzieć - jest to szczyt niemal tatrzański. Trudno uniknąć takich porównań, bo, choć nie ma tu typowej wspinaczki, jak w Tatrach Wysokich, przy tak dużych przewyższeniach skojarzenia nasuwają się same. Dodatkowo fragment czerwonego szlaku biegnącego do przełęczy Medziholie został zabezpieczony łańcuchami.
Druga malownicza przełęcz tego dnia - Medziholie - oddziela Wielki Rozsutec i górę Stoh. To już ostatnia prosta - zielonym, leśnym szlakiem ruszyłam do Štefanovej, która jest dobrze skomunikowana z popularnymi miejscowościami Małej Fatry, dzięki czemu można łatwo wrócić transportem publicznym do samochodu. Mój pierwszy kontakt z Małą Fatrą był doświadczeniem intensywnym i emocjonującym. Choć nie był to łatwy szlak, to polecam go każdemu, kto chciałby poznać jedne z najpiękniejszych gór Słowacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz