Skalka (albo Skalka pri Kremnici) wnosi się na wysokość 1231 m n.p.m. i jest częścią masywu Gór Kremnickich na Słowacji. Przez szczyt przebiega czerwony szlak, co czyni to miejsce atrakcyjnym miejscem do uprawiania turystyki pieszej. Ale nie tylko piechurzy znajdą tu coś dla siebie. Zimą narciarze mogą skorzystać z tras zjazdowych i biegowych, z noclegów i restauracji. Nas jednak do Skalki przyciągnęło coś zupełnie innego - via ferraty.
Czy druga połowa października to dobry moment na ferraty? Tak i nie ;-) Plusem z pewnością była przyjemna temperatura powietrza i mała ilość turystów. Minusem - niemal całkowicie zamknięta infrastruktura gastronomiczna i hotelowa (po przyjeździe mieliśmy wrażenie, że znajdujemy się w opuszczonej miejscowości), krótki dzień i niepewna pogoda. Mimo wszystko postanowiliśmy zaryzykować i nie żałowaliśmy. Przy okazji załapaliśmy się na piękną, kolorową jesień.
Czym jest via ferrata? Jest to szlak górski wyposażony dla celów autoasekuracji w linę stalową. Najczęściej oznacza to wspinaczkę po skalistym terenie przy wykorzystaniu uprzęży. Aby zacząć zabawę z via ferratami trzeba kupić lub wypożyczyć trochę sprzętu. Niezbędna będzie uprząż wspinaczkowa, lonża z absorberem energii oraz kask. Przydatne będą też rękawiczki oraz lonża statyczna, najlepiej z karabinkiem automatycznym.
Wymądrzać co do sprzętu i techniki się nie będę (tu ekspertem jest mój mąż), bo choć trochę chodziłam w przeszłości na ściankę, to moje największe doświadczenie we wspinaniu zdobyłam w Tatrach Wysokich na szlakach turystycznych, które nie są przystosowane do używania sprzętu do asekuracji. Mowa o takich szlakach, jak Orla Perć, Rysy czy Świnica z Zawratu. Skalka była więc moim pierwszym doświadczeniem z via ferratą i coś czuję, że nie ostatnim :-)
W Skalce znajdują się de facto dwa skupiska ferrat. Na pierwszy ogień wzięliśmy Via ferratový svet, gdzie znajduje się między innymi banalna trasa ćwiczebna, a także trasa przypominająca nieco park linowy. Ta mnie osobiście nie przypadła do gustu, ale za to Dawid dzielnie ją przeszedł. Mnie bardziej się spodobała ferrata Hrebenova, ponieważ biegła głównie po skale i zarazem nie była zbyt trudna. Ciekawostką w tej części są ferraty E-jha i F-ujha, które uchodzą za bardzo wymagające, a ta druga wręcz za najtrudniejszą na Słowacji. Atrakcją jest też przejście przez wiszący most nad przepaścią, choć może być to spore wyzwanie dla osób z lękiem przestrzeni (mnie pokonał).
Następnie skierowaliśmy się na Via ferraty Komín, jednak nie zdążyliśmy się w pełni nasycić tymi trasami, bo przyszło załamanie pogody. Podeszliśmy pod wiszący mostek, który mnie osobiście przerósł, a Dawid solidarnie ze mną poszedł trasą Zostupovka w dół. Tam dotarliśmy do znacznie trudniejszej, oznaczonej literą D, linowej sieci. Jest to wysoka na 30 metrów "drabina", która w dodatku z każdym kolejnym odcinkiem odchyla się coraz bardziej od pionu... w stronę wspinacza ;-) Mimo obaw uparłam się, aby ją pokonać i nie powiem - satysfakcja była ogromna, choć było to wyzwanie, nie tyle techniczne, co wytrzymałościowe. W końcu weszłam na 10-piętrowy budynek ;-)
Niestety pogoda zaczęła się psuć, nagle pojawiła się gęsta mgła i zaczął siąpić deszcz. Robiło się też późno, więc mimo sporego niedosytu, musieliśmy wracać. Via ferraty na Skalce są świetne na oswojenie się w tym typem wspinaczki, a duża ilość zróżnicowanych tras sprawia, że chętnie tu jeszcze wrócimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz