Eksplorując opuszczone budynki nigdy nie wiesz, na co trafisz. Często właśnie ten element zaskoczenia i odkrycie czegoś zupełnie nieplanowanego jest najciekawsze w takich podróżach. Pewnego dnia jechaliśmy 3 km leśną drogą, aby znaleźć się na mokradłach, a tam...
Południowa Polska. Wokół las, jednostka wojskowa, nieczynne tory kolejowe, teren raczej rzadko odwiedzany przez osoby z zewnątrz. Jadąc przez las, dotarliśmy do wioski, a raczej czegoś, co kiedyś wioską było. Weszliśmy do dwóch obiektów - pierwszy był całkiem zrujnowanym budynkiem gospodarczym z latrynami. Za to drugi zachował się w lepszym stanie, choć dach przeciekał, a stropy zaczynały się walić.
Drzwi były otwarte, a w środku zachowało się dużo mebli, masa dokumentów, gazety z początku lat 90., głowa lalki... Podobno kiedyś była tu szkoła. Natomiast nie dawała mi spokoju druga część budynku, w której przez okno dostrzegłam wiszące lampy i firanki w oknach. Na obejściu znaleźliśmy drabinę i przez otwarte okno weszliśmy do dobrze zachowanego mieszkania.
Dobrze zachowanego - jak na opuszczone. Widać był oznaki szabru, mnóstwo rzeczy było wyrzuconych z szafek. Pierwszy pokój - ten z otwartym oknem - był mocno narażony na lejącą się wodę, dywan był cały przesiąknięty, a wokół świętego obrazka ściana zakwitła, ale bynajmniej nie był to cud. Kolejne dwa pokoje i kuchnia już wyglądały lepiej, jakby dopiero co wyszła stąd babcia.
Równo ułożone ręczniki w szafie, ściereczki powieszone na haczykach, firanki i zasłony na oknach, kwiaty w wazonie, poduszki na kanapie. Byłam już w wielu opuszczonych mieszkaniach - w Kłominie, w Pstrążu, w Prypeci - ale wszystkie one były puste. A tutaj jakbym weszła w czyjś intymny świat. Było to dziwne doświadczenie, które dało mi do myślenia.
Choć widać było, że właściciele - z pewnością starsi ludzie - już dawno zmarli, to nie opuszczało mnie wrażenie, że naruszam czyjąś prywatność. Dom musiał być opuszczony od około 2014 roku. Kiedyś mieszkali tu mężczyzna i kobieta. Mogli mieć wnuczkę - znalazłam domek dla lalek oraz dziecięcy rysunek. Ktoś z rodziny musiał zabrać dokumenty, zdjęcia, jakieś pamiątki rodzinne, bo nic więcej nie udało mi się o dawnych mieszkańcach dowiedzieć.
Kiedyś każdy z nas po raz ostatni ułoży rzeczy w szafie, powiesi ręczniki, zmieni zasłony. Zostanie po nas taka opuszczona chata - dosłownie i metaforycznie - taka wydmuszka naszego życia, jak ten dom w środku lasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz