Piwowarstwo na Dolnym Śląsku posiada kilkusetletnią tradycję, a jednym z jego największych osiągnięć w XIX wieku było otwarcie nowoczesnego browaru w Sobótce-Górce. W zrujnowanym budynku do dziś dostrzec można ślady dawnego ciągu produkcyjnego. Dlaczego był to zakład wyjątkowy oraz co tak naprawdę skrywają przepastne podziemia, dowiecie się już za chwilę...
Początki browaru w Górce sięgają 1817 roku i są związane z postacią Ernsta von Lüttwitza. Ponad 40 lat później jego syn - Wilhelm von Lüttwitz - zbudował nowoczesny zakład i utworzył spółkę Gorkauer Societats Brauerei A.G. Kolejne lata przyniosły zmianę spółki z komandytowej na akcyjną, pozyskanie inwestora i oraz dynamiczny rozwój przedsiębiorstwa. W 1909 roku wydajność browaru sięgała 50 000 hektolitrów piwa rocznie, a złocisty napój cieszył się popularnością na całym Śląsku. Warzono piwo leżakowe, mocne, słodowe oraz koźlaka (Jungbier); a także piwo sezonowe do spożycia w maju, jesienią i na Boże Narodzenie. Browar miał oddziały w Wałbrzychu i Nowej Rudzie oraz 32 filie.
Po II wojnie światowej browar został upaństwowiony i włączony w skład Zakładów Piwowarskich we Wrocławiu. Dość szybko, bo już w 1945 roku, wznowiono produkcję. W latach 50. warzono 93 521 hektolitrów piwa rocznie; część z przeznaczeniem na eksport. Pod koniec działalności wydajność wynosiła 80 000 hektolitrów rocznie. Niestety zakład nie wytrzymał konkurencji z zagranicznymi koncernami i w 1997 r. zdecydowano o jego zamknięciu i sprzedaży całego zapasu produkcji do wrocławskiego Piasta. Obecnie budynek stoi opustoszały.
Jako stali bywalcy Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa, miłośnicy kraftowych trunków i przede wszystkim zapaleni "urbexiarze", musieliśmy w końcu trafić do browaru w Sobótce. Ruina zakładu zaskoczyła nas swoim ogromem - bez trudu można sobie wyobrazić, jak imponująca musiała być to inwestycja na przełomie XIX i XX wieku. Obiekt jest niemal doszczętnie zrujnowany, jednak przechadzając się po wnętrzach, wciąż można odnaleźć ślady dawnej produkcji: miejsce po kadziach browarniczych czy magazyn zbóż, z których wytwarzano słód. Naszą uwagę przykuło także malowidło z 1945 roku.
Jednak tym, co zrobiło na nas największe wrażenie, były podziemia. Leżakownia browaru została wykuta w skale, dzięki czemu panował tam wyczuwalny do dziś mikroklimat. Część konstrukcji przypominała termos - na skale budowano ścianę i w pewnym ostępie od niej budowano kolejną cienką ściankę. Dzięki temu do wolnej przestrzeni można było wsypywać lód, który pozyskiwano z pobliskiego stawu. Zbudowano także sztolnie, których zadaniem było zbieranie i filtrowanie wody; ta następnie gromadziła się w olbrzymich zbiornikach w podziemiach browaru. Sieć tuneli jest potężna, a ich ogrom imponujący. Przyznam, że nigdy w życiu nie widziałam niczego podobnego i mimo prób nie udało mi się oddać tego na zdjęciach - w podziemiach panowała bowiem całkowita ciemność, którą światło czołówki rozjaśniało tylko punktowo.
Na koniec weszliśmy jeszcze na chwilę do dawnego budynku administracyjnego. We wnętrzu zachowało się niewiele, a sam obiekt jest w fatalnym stanie technicznym. Stropy częściowo się zawaliły i strach było wejść na wyższe piętro, więc dość szybko się wycofaliśmy. Na parterze budynku znalazłam jednak coś niesamowitego - starą szafę pancerną, niestety już przez kogoś rozprutą.
Pisząc o Sobótce-Górce warto wspomnieć o jeszcze jednym zabytku - pałacu zwanym potocznie zamkiem. Już w XII wieku znajdowała się w tym miejscu kapliczka zakonu augustianów, a w XVI wieku dobudowano część mieszkalną. Obecny, neorenesansowy wygląd nadano budowli po wojnie trzydziestoletniej. Splądrowany klasztor trafił w ręce rodziny Kulmitzów (udziałowców browaru), która w latach 1886 - 1891 dokonała gruntownej przebudowy. Jeszcze parę lat temu w pałacowych wnętrzach działała restauracja, kawiarnia i hotel. Obecnie nie ma możliwości zwiedzania, a obiekt jest w trakcie remontu.
Choć browar w Sobótce-Górce jest nieczynny od niemal trzech dekad, to jego zabudowania wciąż przypominają o dawnych czasach świetności. Z pozoru zwyczajna ruina skrywa w sobie sieć podziemnych korytarzy, a pomysłowość projektantów leżakowni wzbudza zachwyt do dziś. To niezwykle ciekawe miejsce zasługuje na lepszy los, jednak w obecnym stanie ten zabytek techniki prędzej się zawali niż doczeka adaptacji na muzeum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz