Jechaliśmy niespiesznie na Roztocze. Mijaliśmy lasy, pola i kolejne, raczej niewielkie, miejscowości. Powoli ogarniał mnie błogi nastrój, którego kulminacja nastąpiła w kolejnych dniach, gdy leżałam na kocu, moczyłam nogi w Tanwi i najchętniej wcale nie ruszałabym się z naszego sielskiego kempingu. "Zatrzymaj się tutaj" - poprosiłam, bo zobaczyłam przy drodze starą, murowaną cerkiew. To było nasze pierwsze spotkanie z wielokulturowością II Rzeczypospolitej; wielokulturowością, którą zniszczyła wojna.
Murowana cerkiew w Starych Oleszycach powstała w 1913 roku. Zbudowano ją na planie krzyża z centralnie umieszczoną kopułą. Zamknięte prezbiterium posiadało dwie zakrystie po bokach, a wejście zdobił portal. W pobliżu cerkwi wzniesiono murowaną dzwonnicę z przejściem bramnym i baniastym hełmem, a świątynię otacza cmentarz z licznymi nagrobkami z warsztatów bruśnieńskich. We wnętrzu cerkwi zachowało się zaskakująco dużo polichromii na ścianach, sufitach i wewnątrz kopuły. Ich, przynajmniej pozornie, dobry stan zachowania bardzo mnie zaskoczył, zwłaszcza że świątynia po wojnie nie pełniła funkcji sakralnych; była za to wykorzystywana jako magazyn. Obiekt został zaklasyfikowany jako wymagający szybkich działań remontowych, jednak nie zauważyłam podczas zwiedzania, aby toczyły się tam jakiekolwiek prace renowacyjne.
Choć ze Starych Oleszyc do Roztocza mieliśmy do przejechania jeszcze kawałek, to już tam dostaliśmy przedsmak tego, co nas miało czekać. Liczne cerkwie, często opuszczone i zapomniane, zarośnięte cmentarze pełne delikatnych krzyży bruśnieńskich, a przede wszystkim spotkania z historią, która skłania do refleksji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz