Pierwszy z listopadowych długich weekendów postanowiliśmy spędzić w Beskidzie Sądeckim, w sercu jednej z najpiękniejszych części Polski. Jego najwyższym szczytem jest Radziejowa (1262 m n.p.m.), której pasmo ciągnie się od doliny Dunajca aż po Gromadzką Przełęcz. Po raz pierwszy stanęliśmy na tym szczycie już w 2018 roku, a teraz, w towarzystwie naszej pięcioletniej górzystki, powróciliśmy, by ponownie odkrywać uroki tego miejsca, ale w zupełnie nowy sposób.
Jadąc w Beskid Sądecki wspominałam naszą pierwszą wyprawę w ten rejon. Było to 6 lat temu na końcówce Korony Gór Polski. Zostawiliśmy wówczas samochód przy Bacówce na Obidzy (od strony Piwnicznej), a na Radziejową doszliśmy przez Wielki Rogacz i Przełęcz Żłobki. Wracaliśmy tak samo - tyle że uciekając przed burzą. Zachwyciły mnie wówczas piękne widoki na Tatry, które podziwiać można było tylko ze szlaku, bo wieża była wówczas nieczynna z powodu złego stanu technicznego.
W drugim okrążeniu Korony Gór Polski, tym razem z pięcioletnią górzystką, nie mogliśmy pominąć Radziejowej. Tym razem zaplanowałam wyjazd zupełnie inaczej, bowiem krótkie jesienne dni nie sprzyjają górskim wędrówkom. Z Gabonia do Przehyby prowadzi asfaltowa droga, którą dotarliśmy do schroniska. Samochód zostawiliśmy na dole; przy leśniczówce, tuż przed zakazem, znajduje się parking. Na Przehybie spędziliśmy dwie noce, podziwiając obłędne widoki na Tatry i ciesząc się, chyba ostatnim, częściowo ciepłym weekendem o tej porze roku. Schronisko zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Od niedawna ma nowych właścicieli; łazienki są świeżo po remoncie i standard jest naprawdę przyzwoity, a jedzenie przepyszne. Wcześniej, jak czytałam, bywało z tym różnie.
Kolejnego dnia planowaliśmy się wybrać na Radziejową, ale od rana potwornie padało. Mimo tego nie dawałam za wygraną i twardo przekonywałam, że po południu pogoda się poprawi. Gdy koło 12:00 deszcz ustał, ruszyliśmy na szlak. Droga przez Złomisty Wierch, Bukowinki i Małą Radziejową zajęła nam dwie godziny, co uważam za dobry czas, biorąc pod uwagę, że była to wycieczka z dzieckiem. Widoczności nie było wcale, więc zdjęć za wiele nie zrobiłam. Za to zakopaliśmy się w błocie po kolana.
Wierzchołek Radziejowej jest zalesiony, ale za to panoramę podziwiać można z wieży widokowej. Oczywiście, jeśli pogoda dopisuje, czego o tamtym dniu nie mogłam powiedzieć. Mimo początkowego zwątpienia, szczęście się do nas uśmiechnęło i w pewnym momencie chmury się rozstąpiły i zaczęło wychodzić słońce. Na sam koniec dnia udało się złapać trochę widoków. Panorama na wszystkie strony świata obejmuje między innymi Tatry, Pieniny, Beskid Niski, Beskid Wyspowy. Doskonale było widać Przehybę oraz Nowy i Stary Sącz w dole.
Dzień szybko zleciał i do schroniska wróciliśmy już o zmroku. Powrót wynagrodził nam wcześniejszy brak widoczności i załapaliśmy się na przepiękny zachód słońca. Dopiero wtedy Radziejowa wydała się jakaś taka wysoka i stroma, a Przehyba zdawała się być wyjątkowo daleko. Rano nic nie zapowiadało udanej wycieczki, ale ostatecznie wszystko poskładało się idealnie.
Ostatniego dnia znów się rozpogodziło, ale już było za późno na dłuższe wędrówki. Zeszliśmy monotonnym asfaltem z powrotem do samochodu i tylko szum potoku umilał nam spacer. Podczas tych trzech dni poznaliśmy nowy fragment Beskidu Sądeckiego i zdobyliśmy z Młodą 25 (!) szczyt Korony Gór Polski. Z przyjemnością wrócimy w te okolice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz