O Bycinie w województwie śląskim raczej mało kto słyszał. A to właśnie tutaj pośród jezior, lasów i wiejskiej ciszy, stoi (a może raczej – trwa) jeden z największych pałaców regionu. Pałac w Bycinie, choć dziś zapomniany i zrujnowany, wciąż opowiada ciekawą historię dawnych magnatów, katastrof naturalnych i niezliczonych prób odrodzenia. W cieniu jego niszczejących murów od setek lat toczy się życie lokalnej społeczności, a kamienna figura św. Floriana, czuwająca nieopodal, wciąż przypomina o cudownym ocaleniu sprzed wieków.
Pierwsze wzmianki o wsi Bycina pochodzą z końca XIII wieku, ale to wiek XV przyniósł jej gwałtowny rozwój. W 1495 roku książę Jan II Dobry z dynastii Piastów opolsko-strzeleckich zakupił dobra toszeckie, do których należała również Bycina. Książę był zapalonym myśliwym i umiłował sobie tutejsze tereny łowieckie. Choć o samej rezydencji mówi się dopiero w XVII wieku, to zapewne już wcześniej istniała tu wiejska willa, tzw. Villa Biczina. W 1700 roku rodzina Paczeńsky von Tenczin postawiła w Bycinie okazałą barokową rezydencję – trzykondygnacyjny pałac o kształcie litery L z kaplicą i pięknym dziedzińcem. Styl budowli, jej położenie i wykończenie świadczyły o ambicjach właścicieli i o tym, że Bycina miała stać się nie tylko miejscem do życia, ale i pokazem potęgi rodu.
Nie ma historii pałacu w Bycinie bez wspomnienia o dramatycznych wydarzeniach z końca XVIII wieku. W 1784 roku w pałacu wybuchł pożar – przyczyny do dziś pozostają nieznane. Tylko niespodziewana gwałtowna ulewa uchroniła pałac przed całkowitym zniszczeniem. W dowód wdzięczności ówczesny właściciel, generał Paul von Werner, ufundował figurę św. Floriana. Monument z piaskowca, ustawiony początkowo na pałacowym dziedzińcu, przedstawia świętego gaszącego miniaturę bycińskiej rezydencji. To wyjątkowy przykład sztuki rokokowej i dziś jedno z najważniejszych miejsc kultu w okolicy – co roku w maju gromadzą się tu strażacy, hutnicy i mieszkańcy na wspólnej modlitwie. Niestety los nie oszczędzał pałacu – w 1867 roku kolejny pożar doszczętnie strawił dach i górne piętra. Od tego czasu rezydencja zaczęła pełnić funkcje gospodarcze.
Mieszkańcy Byciny od lat mówią o pałacu „zamek”, co ma podkreślać jego dawny majestat. Choć architektonicznie to klasyczna barokowa rezydencja – z mansardowym dachem, krużgankami i kaplicą – przez lata obiekt zmieniał funkcję. W XIX wieku znalazł się w rękach książąt Hohenlohe-Oehringen ze Sławięcic, którzy przebudowali wnętrza na biura i mieszkania. Po II wojnie światowej pałac stał się domem dla pracowników PGR-u, a jego kaplica służyła wiernym aż do 1993 roku. Potem nastał czas zapomnienia. Budynek niszczał, zmieniał właścicieli, a obietnice remontów kończyły się fiaskiem. Aż do 2019 roku, kiedy pałac kupił konserwator zabytków – Aleksander Harkawy. Czy to oznacza nowy rozdział? Czas pokaże.
Obecnie Bycina to spokojna wieś otoczona malowniczą przyrodą i zamieszkana przez niespełna 1000 osób. Jej historia – sięgająca neolitu i kultury łużyckiej – z każdym rokiem staje się coraz bardziej doceniana. Pałac w Bycinie ma szansę na nowe życie – rusztowania, nowe okna, odnowione fragmenty elewacji świadczą o tym, że coś się zmienia. Mieszkańcy pielęgnują pamięć o swojej historii, dbają o figurę św. Floriana i nie pozwalają, by zapomniano o tym wyjątkowym miejscu. Być może już niedługo barokowa rezydencja znów będzie perłą wśród zabytków Śląska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz